wtorek, 29 grudnia 2015

Co z rozdziałem?

     Ja wiem, że ostatni rozdział był dodany ponad 2 miesiące temu i bardzo za to przepraszam. Ale chcę wrócić i kontynuować zaczętą przeze mnie historię. Pytanie tylko czy WY tego chcecie?
Mam prośbę, jeśli ktoś jeszcze tu zagląda niech pozostawi po sobie ślad w postaci komentarza. Nie potrzebują długich wypracowań. Zwykłe "jestem", a nawet sama "." mi wystarczy ;)
Czekam ;*                        

sobota, 24 października 2015

Chapter 8




Elena

     Obudziłam się zlana potem. Śnił mi się O N. Nie pamiętam dokładnie w jakiej sytuacji. Pamiętam tylko te piękne oczy. Nieprzeniknione. Wpatrujące się we mnie intensywnie. Co najważniejsze - z uczuciem. Nierealnym.
     Zsunęłam się z łóżka. Na chwiejnych nogach ruszyłam do łazienki. Stanęłam nad umywalką ze spuszczoną głową. Przemyłam twarz i dopiero wtedy ośmieliłam się spojrzeć we własne odbicie.
      Wyglądałam okropnie. Miałam przekrwione, zapadnięte oczy i czerwony nos.
       Musiałam jakoś to zakryć. Sięgnęłam po kosmetyki. Po kilkunastu minutach mogłam stwierdzić, że jest lepiej. Chociaż lepiej to nie znaczy dobrze.
       Nadal nie mogłam pozbyć się smaku jego miękkich ust, idealnie pasujących do moich. Ciekawe, czy w rzeczywistości również tak nieziemsko całuje.
       Zacisnęłam oczy starając się nie rozkleić. Dopiero co doprowadziłam się do porządku. Rozczesałam włosy, umyłam zęby i weszłam z powrotem do mojego pokoju.
       Ubrałam ciemne dżinsy, szary T-shirt i czarno-biały kardigan. Spojrzałam w wielkie lustro wiszące na wewnętrznej stronie drzwi szafy. Może być. Wyglądam normalnie. Jakby nic się nie stało. O to właśnie chodziło.
        Aby patrząc na mnie, nikt nie widział jak cierpię. Wewnątrz mnie było już gorzej. Tam nie dało się mnie "poprawić".
       Założyłam płaszcz, wzięłam torbę i nie jedząc śniadania - nic nie było w stanie przejść przez moje gardło - wyszłam z domu.
       Powietrze było świeże i rześkie. Na drzewie przed moim domem jak zwykle siedziały ptaki. Uniosłam twarz w stronę czystego nieba i głęboko odetchnęłam. Czułam się już o niebo lepiej.
      Będąc na drodze przypomniało mi się, że miałam obudzić mojego kochanego braciszka. Nie przejmowałam się tym za bardzo. I tak by pewnie został w domu.
         Do szkoły dojechałam niezwykle szybko. Nie zwracałam uwagi na prędkość. O N zbytnio mnie rozpraszał.
        Wysiadłam z auta i wolno ruszyłam w kierunku budynku. Skierowałam się pod klasę, w której aktualnie miałam mieć lekcję - jedyną, której nie miałam ze Stefanem.
        Nauczycielka widząc, że już jestem, otworzyła ją dla mnie i zostawiła samą.
     
       - Elena, odpowiesz mi wreszcie?!
        Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, starając się skupić na głosie przyjaciółki.
        - Mówi... Mówiłaś coś?
        - Od kilku minut tu stoję i próbuję się przebić przez twoje otępienie. Powiesz mi co się stało, że jesteś taka nieobecna?
        W tym momencie zadzwonił dzwonek. Ucieszyłam się. Nie miałam ochoty jej teraz wszystkiego tłumaczyć.
         Przez całą lekcję nie potrafiłam się skupić. Rozmyślałam nad tym, jak dam sobie radę na angielskim, który miałam - spojrzałam na zegar, wiszący nad tablicą - za niecałe piętnaście minut. Miałam siedzieć na niej ze Stefanem. Bonnie i Damon byli w innej grupie językowej. Nie mogłam się przesiąść, wszystkie inne ławki były zajęte.
         Zadzwonił dzwonek. Nie czekając na przyjaciółkę, spakowałam książki i wyszłam z pomieszczenia. Doszłam do klasy, w której miałam mieć kolejną lekcję.
      Gdy tylko weszłam do sali, ktoś zagrodził mi drogę. Nie musiałam nawet patrzeć na twarz tego kogoś, bo doskonale wiedziałam kim on jest. Stefan.
      Nie wiedziałam skąd, ale w tym momencie moje ciało wypełniła nienawiść. Cała sympatia do niego się ulotniła.
      - Przepraszam, chcę przejść - odparłam chłodnym tonem, unosząc wysoko głowę.
      - A gdzie "cześć"?
      - Cześć - powiedziałam. - A teraz mnie przepuść.
      - Elena... - zaczął, ale nie dałam mu szansy na dokończenie.
     Usiadłam na krześle, a torbę położyłam na ławce i sięgnęłam do niej, aby wyjąć książkę, piórnik i zeszyt.
       Zadzwonił dzwonek, obwieszczający koniec przerwy. Kątem oka spostrzegłam, że Stefan właśnie usiadł obok mnie. Odłożyłam torbę na podłogę, po czym otworzyłam książkę i zaczęłam udawać, że się uczę. W rzeczywistości modliłam się, by Stefan nie zaczął do mnie mówić. Jednak moje modły na nic się nie zdały.
      - Elena, to co się między nami wydarzyło na balu...
      - Nie ma o czym mówić - ucięłam.
      Nie zwracając uwagi na moje słowa i na nauczyciela, zaczynającego nowy temat, kontynuował szeptem:
      - Podobało mi się.
      - Już mówiłam, ale powtórzę to jeszcze raz - Spojrzałam mu w oczy. - Nie ma o czym mówić - powiedziałam, akcentując każde słowo.
       Spojrzał na mnie, nie rozumiejąc o co mi chodzi. Ja natomiast odwróciłam się i uparcie starałam się skupić na czytanym tekście. Nic z z niego nie rozumiałam. Wszystko zlewało się w jedno słowo. Stefan.
       Już zapomniałam jak bardzo go kiedyś nie znosiłam. Zaczęły do mnie przypływać obrazy sprzed kilku lat.


Elena

     Był piękny, słoneczny dzień. Sobota - dzień wolny od szkoły. Razem z Bonnie wylegiwałyśmy się na leżakach na tyłach jej domu. Moja przyjaciółka ma ogromny basen. Prawie zasypiałam, gdy doznałam wstrząsu, spowodowanego tym, że moje rozgrzane ciało spotkało się właśnie z zimną wodą. 
      Podniosłam głowę, chcąc się dowiedzieć, kto był tego sprawcą. Ujrzałam Stefana tarzającego się ze śmiechu po trawie. No tak, mogłam się domyślić, że to był On. 
     - Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam.
     - Wyglądasz seksownie w tym mokrym stroju - oznajmił, nie odpowiadając na moje pytanie. 
     Nienawidziłam go. Zamiast zwyczajnie porozmawiać, mówił mi jaka to jestem seksowna i chętnie wziąłby mnie teraz, ale, że aktualnie w jego domu są jego rodzice to nic z tego. 
     Niedoczekanie jego. Jeśli myśli, że stanie koło mnie, zatrzepocze tymi swoimi rzęsami i uśmiechnie się tym swoim szelmowskim uśmiechem, a ja zrobię wszystko, o co tylko mnie poprosi to się grubo myli! Nie jestem jak te jego "panieneczki".
     Dziwiłam się, że nie leżał już martwy od uderzeń mojego brata Jeremy'ego, który za każdym razem, gdy z ust Stefana padały podobne propozycje, zaczynał okładać go pięściami.

      - Panno Gilbert? - z zamyślenia wyrwał mnie głos nauczyciela. Spojrzałam na niego zaskoczona.
      - Tak, panie Saltzman?
      - Możesz odpowiedzieć na moje pytanie?
      Cholera. A o co on się w ogóle pyta? Rozejrzałam się po klasie? Od razu napotkałam wbite we mnie spojrzenie Stefan'a. Przyglądał mi się ze smutkiem.
      - Panno Gilbert? - powtórzył zniecierpliwiony nauczyciel.
      - Przepraszam, zamyśliłam się. - odparłam, spuszczając wzrok.
      - Właśnie widzę. Spróbuj bardziej skupić się na lekcji - powiedział, po czym wrócił do prowadzenia zajęć.
       Usiadłam prosto, oparłam ręce na ławce i starałam skupić się na lekcji.
       W końcu zadzwonił dzwonek. W szybkim tempie się spakowałam i wybiegłam z klasy, zanim mój kolega z ławki zdążył mnie zatrzymać.
       Przez cały czas jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Podobało mi się. Nie mógł po prostu powiedzieć, że jednak to nie jest to, czego oczekiwał?
 

   Damon

      Był piękny dzień, jak na późną jesień. Słońce świeciło, wiatr był ledwo wyczuwalny.
      Zrobiłem sobie dzień wolnego od szkoły, ponieważ stwierdziłem, że nie zniosę widoku Eleny i Stefana razem. Jakie było moje zdziwienie, gdy Bonnie zadzwoniła do mnie i powiedziała, że moja druga najlepsza przyjaciółka jest załamana.
      Przez kogo? Przez mojego kochanego kuzyna, który podobno wczoraj przywiózł ze sobą do domu Gilbert'ów jakąś laskę. Dupek...
      Jechałem do centrum handlowego. Byłem spóźniony o kilka minut. Mam nadzieję, że Katherine nie będzie zła.
      Spojrzałem na swój ubiór. Sprane dżinsy, które przylegały do nóg jak druga skóra, obcisły T-shirt  i skórzana kurtka wydawały się być odpowiednie.
     W końcu dojechałem na miejsce. Zostawiłem samochód na parkingu i nie oglądając się za siebie, pobiegłem w stronę wejścia do galerii. Nie zauważyłem nigdzie znanej dziewczyny. Może pomyślała, że ja wystawiłem i wróciła do domu? Nie mogłem się dłużej nad tym zastanowić, bo ujrzałem zdyszaną szatynkę, idącą w moją stronę.
     - Cześć Damon - powiedziała, uśmiechając się szeroko.
     - Witaj Kath - odpowiedziałem, całując ją w policzek.
     Na jej twarzy wykwitł rumieniec. Do twarzy jej w nim.
     - Bardzo cię przepraszam za spóźnienie.
     - Nic się nie stało. Sam właśnie tu dotarłem. Idziemy?
     Pokiwała głową. Weszliśmy do galerii i skierowaliśmy się w stronę kawiarni. Powitało nas zatłoczone pomieszczenie. Usiedliśmy przy jedynym wolnym stoliku.
      Zamówiliśmy po kawie z syropem klonowym. Po kilku minutach gorące napoje stały przed nami. Zastanawiałem się jak przerwać ciszę, gdy szatynka pierwsza odezwała się do mnie. Nie odrywając wzroku od szklanki zapytała:
      - Damon, poszedłbyś ze mną w piątek na imprezę do znajomego?

sobota, 10 października 2015

Chapter 7

      Damon

      Gdy tylko mecz się skończył, Elena pobiegła w stronę Stefana. Poczułem lekkie ukłucie w sercu na ten widok. Chociaż nie był on tak mocny, jak ten, kiedy widziałem ich tańczących razem na balu u Lockwoodów.
       Sam nie do końca wiedziałem co do niej tak naprawdę czuję. Może to całe zakochanie sobie wymyśliłem? Bzdura. Zbeształem się w duchu. Nie potrafiłbym wymyślić czegoś takiego. Ale czy to uczucie trwało nadal?
       Byłem Jestem zakochany w Elenie. Wiem, że ona też mnie kocha. Ale nie w ten sposób. Jestem dla niej jak rodzina. Traktuje mnie identycznie jak Jeremy'ego, który jest jej bratem. Bez względu na okoliczności zawsze stała przy moim boku i mnie wspierała. Razem z moją kuzynką Bonnie. Nie wiem co bym zrobił bez tych dwóch cudownych dziewczyn.
    Ale jak to w życiu bywa, coś musiało pójść nie tak. Musiałem zakochać się w jednej z nich. Padło na Elenę. Chciałem to przerwać, zanim będzie za późno. Nie udało się. Zajęty własnym ja, zupełnie zapomniałem o towarzyszącej mi Kathrine.
     Spojrzałem na nią. Była piękna. Dzięki niej mógłbym zapomnieć o uczuciu, jakim darzę moją przyjaciółkę. Może warto spróbować? Mógłbym ją gdzieś zaprosić. Na przykład do mojego domu. Moich rodziców nie było, wyjechali na kilka dni.
      - Kath... - zacząłem. - Może chciałaby do mnie wpaść?
       Moja propozycja ją zaskoczyła. Przez chwilę siedziała cicho. Wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała.
       - Bardzo bym chciała, ale... - zająknęła się - dzisiaj nie dam rady - spuściła głowę. - Ale może jutro? - zapytała szybko, jakby się bała tego, że mógłbym się rozmyślić.
       - Spotkajmy się przed centrum handlowym. Możemy pójść na przykład na kawę. Co ty na to?
       - Wspaniale - uśmiechnęła się.
      Miała cudowny uśmiech.
       - Siedemnasta? - pokiwała głową. - Skoro z dzisiejszego spotkania nic nie będzie, to pozwól przynajmniej, że cię odwiozę.
       Zgodziła się. Poprowadziłem ją w stronę mojego samochodu i jak na dżentelmena przystało, otwarłem przed nią drzwi od strony pasażera. Obszedłem pojazd i usiadłem za kierownicą. Odpaliłem silnik i wyjechałem ze szkolnego parkingu.

     Elena
 
     Leżałam na łóżku i rozmyślałam nad wydarzeniami dzisiejszego dnia. Nadal czułam okropny ból. Tamten widok był jak cios w żołądek.
     Sama nie wiedziałam kiedy dokładnie się w nim zakochałam. Musiałam do niego już wcześniej coś czuć, a dopiero od czasu balu wszystkie moje uczucia wyszły na jaw. Wtedy sama przed sobą przyznałam się, że go kocham. Ale to nie zmienia faktu, że nigdy nie będę jego.
       Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Jak intruz snułam się po własnym domu. Bałam się spotkania ze Stefanem. Wiedziałam, że za niedługo tu przyjedzie, razem z Jeremy'm. Usiądą razem przed telewizorem, przyprowadzą jakieś cycate lale i się upiją. Tak świętują zwycięstwo. Zamiast gdzieś wyjść z całą drużyną, oni wolą zostać w naszym domu.
      Miałam cichą nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Obiekt moich westchnień przyjdzie sam, zaproponuje mi, żebym się do nich przysiadła.
      Siedziałam jak na szpilkach. W końcu się doczekałam. Gdy usłyszałam samochód wjeżdżający na nasz podjazd, szybko podbiegłam do okna. Z mojego pokoju miałam doskonały widok na front naszego domu.
      Przednie drzwi się otworzyły. Stefan i Jerr. Z początku myślałam, że są sami. Pomyliłam się. Podeszli do tylnich drzwi, każdy z innej strony i otworzyli je, pomagając dwóm dziewczynom wydostać się z auta.
      Znałam je. Są to dziewczyny ze starszych klas. Na widok Stefana trzymającego za rękę wysoką, szczupłą i zjawiskowo piękną brunetkę coś we mnie pękło.
      Myślałam, że przez bycie miłą, zrozumiał, iż postanowiłam dać mu szansę. Widocznie to nic dla niego nie znaczyło.
      W takim razie ja również będę się tak zachowywać. Będzie tak, jak dawniej. Powrócę do mojej postawy "nienawidzę cię Salvatore". Będzie to potwornie trudne, ale jakoś dam radę. Muszę. To jedyny sposób, bym mogła się od niego oddalić, spróbować zapomnieć. Doskonale wiedziałam, że on się nie zmieni... Dalej będzie zaliczał panienki, jedna za drugą. Zabawiałby się z innymi nawet wtedy, gdybyśmy byli parą. Znam go wystarczająco długo, by wiedzieć do czego jest zdolny. Nie chcę przez niego cierpieć.
      Łzy zaczęły spływać mi po policzku. Rzuciłam się na łóżko. Po chwili mój szloch zamienił się w płacz. Nawet nie pamiętam, kiedy zasnęłam.

***

     Ponownie znalazłam się na szkolnym boisku. Tym razem chłopacy mieli trening. Odwróciłam się w ich stronę i zobaczyłam, że Stefan mi się przygląda. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam iść w jego stronę. Kątem oka zauważyłam, że Caroline robi to samo. Przyspieszyłam. Dotarłam do niego pierwsza.
      Nie tracąc ani chwili, położyłam obie dłonie na jego policzkach i przyciągnęłam jego twarz do swojej. Gdy tylko nasze usta się spotkały, poczułam rozlewające się ciepło w moim sercu.
      Z początku mężczyzna stał jak sparaliżowany, nie za bardzo wiedząc co się dookoła niego dzieje. Po chwili jednak się otrząsnął i oddał pocałunek. Objął moją głowę, przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej.
      Wydałam cichy jęk, rozchylając wargi. On to natychmiast wykorzystał. Mój język niepewnie dołączył do niego. Jeszcze nigdy się tak nie całowałam. Byłam całkowicie bezradna. Jeszcze chwila, a nie będę mogła tego przerwać.
      Chwyciłam się resztek zdrowego rozsądku i powoli odsunęłam się od niego. Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie, po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę trybun, szeroko się uśmiechając.

sobota, 26 września 2015

Chapter 6



     Elena 

     Było mi strasznie gorąco, pomimo tego, iż miałam na sobie krótkie spodenki i T-shirt. Byłam prawie spóźniona. Prawie. A to robi wielką różnicę. Muszę zdążyć na czas.
     Jechałam drogą w stronę szkoły, która ciągnęła się w nieskończoność. No nie zdążę na ten mecz. Trzeba było posuwać się powoli, ponieważ akurat dzisiaj większość mieszkańców Mystic Falls oraz pobliskich miasteczek wybierało się tam gdzie ja.
     Mecz otwarcia zaczynał się o szesnastej, a zegarek pokazywał, że zostało mi zaledwie piętnaście minut. Nie dotarłam nawet do wjazdu do szkoły, a musiałam znaleźć jeszcze wolne miejsce na parkingu. Później odnaleźć moją przyjaciółkę Bonnie, która pewnie siedziała już na trybunach i zastanawiała się, gdzie ja jestem.
     Trochę się obawiam, nie jestem pewna czy dobrze postępuję. Przez cały czas powtarzałam, że nigdy nie będę jego, że go nienawidzę, a teraz będę próbowała go uwieść. Zachowuję się jak idiotka. Dam mu tą jedną szansę... Ale niech spróbuje to zniszczyć.
      W końcu w zasięgu mojego wzroku pojawił się parking szkolny. Na moje szczęście od razu znalazłam wolne miejsce. Złapałam torebkę i pognałam ku trybunom. Były ogromne, stały po obu stronach murawy. Za nimi ustawione były reflektory.
       Zaczęłam szukać wzrokiem mojej przyjaciółki. Wyszukiwałam jej w najdalszych częściach boiska.
      - Kogo szukasz?
      - Bonnie, nie strasz mnie - odparłam, próbując się uspokoić.
     Siedziała tuż przede mną, a ja głupia jej nie zauważyłam. Obok niej był również Damon, który w tej chwili lustrował mnie wzrokiem.
      - Świetnie wyglądasz - skomentował.
      - Dziękuję - odpowiedziałam, siadając pomiędzy nimi.

     Damon

     Właśnie dosiadła się do nas Elena. Wyglądała pociągająco. Trudno było mi oderwać od niej wzrok. Jednak się do tego zmusiłem. Nie wolno mi się zatracić. Nie może się dowiedzieć o moich uczuciach, chociaż pewnie i tak już coś podejrzewa.
     Nagle ktoś dotknął moich pleców. Odwróciłem się. Ujrzałem śliczną blondynkę. Tą samą, którą spotkałem na balu.
     - Cześć Kathrine - uśmiechnąłem się szeroko.
     - Cześć. Mogę tu usiąść? - wskazała na wolne miejsce obok mnie.
     - Oczywiście.
     Dopiero dzisiaj miałem okazję dokładnie jej się przyjrzeć. Miała na sobie dżinsowe spodenki oraz bordowy top. Jej złotawo-blond włosy były tak jasne, że w słońcu zdawały się niemal skrzyć. Kremowa skóra, która przywodziła na myśl łabędzi puch, lekko zaróżowiona rumieńcem na wysokości kości policzkowych. I te oczy... Miały kolor, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem, błękitu głębszego niż błękit nieba. Gdyby nie Elena, siedząca z drugiej strony, powiedziałbym, że jest najpiękniejszą dziewczyną na dzisiejszym meczu.
   
     Elena 

     Spostrzegłam jak Damon rozmawiał z jakąś dziewczyną. Była bardzo ładna. Już na pierwszy rzut oka, było widać, że mój przyjaciel nie jest jej obojętny.
      - Cześć, jestem Elena. Przyjaciółka Damona - wyciągnęłam przyjazną dłoń do dziewczyny.
      - Kathrine - uśmiechnęła się nieśmiało.
      - A ja Bonnie. Znaliście się z Damonem już wcześniej?
      - Spotkałam go na wczorajszym balu - wyjaśniła.
      Dalsza konwersacja była niemożliwa, ponieważ zaczął się mecz. Z uwagą śledziłam każdy ruch Stefana, jego zarys mięśni pod koszulką. Był piękny. Miał naprawdę wspaniałe ciało. Potężna klatka piersiowa, szerokie ramiona, ani odrobiny nadwagi...
      Miał w sobie coś, co sprawiało, że wyjątkowo mnie do siebie przyciągał. Pierwszy raz poczułam to na balu. Nawiązaliśmy więź. Wiedziałam to. Wczorajszej nocy pragnęłam go bardziej niż kogokolwiek na świecie.
      Nie zauważyłam, kiedy mecz się skończył. Wygraliśmy 1:0. Nawet nie wiem, kto strzelił bramkę. Nie musiałam wysilać się, by kogoś o to zapytać, bo słyszałam jak tłum skandował imię Stefana, bohatera dzisiejszego spotkania.
       Skoro o bohaterze mowa. Stał jeszcze na boisku razem z całą drużyną. Nigdzie nie było tych żałosnych cheerleaderek. Postanowiłam wykorzystać moment i biegiem ruszyłam w jego stronę.
       Stał odwrócony twarzą do mnie, więc kiedy tylko dostrzegł, że biegnę rozłożył szeroko ramiona, by zamknąć mnie w uścisku. To się jednak nie stało. Caroline była pierwsza. Zamknęła jego usta w namiętnym pocałunku.
     Stanęłam jak wryta. Tego się nie spodziewałam. Poczułam nieznośny ucisk w klatce piersiowej. Szybko zapomniałam o zachwycie, z jakim wpatrywałam się chwilę wcześniej w jego umięśnione ciało.
     Najbardziej bolało mnie to, że Stefan nie spuszczał ze mnie wzroku. Całował się z Caroline i patrzył w moje oczy.
     Obronnym gestem założyłam ramiona na piersi i wolnym krokiem podeszłam do całującej się pary.
      - Cześć Stefan. Gratuluję - odparłam cicho.
      W końcu się od siebie oderwali. Jego towarzyszka spoglądała na mnie z niekrytą wrogością. Była wyraźnie niezadowolona.
      - Dziękuję - uśmiechnął się, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów.
      - Jeśli to wszystko, to możesz sobie już iść - syknęła Caroline.
      - Tak, to wszystko - rzuciłam przez zaciśnięte zęby.
     Upokorzona, odwróciłam się na pięcie i ze spuszczoną głową, skierowałam się w stronę wyjścia. Co ja sobie w ogóle myślałam?! Że po jednym tańcu on się zmieni?!
     Jednak nie potrafiłam go ponownie znienawidzić. Czułam się zraniona, wykorzystana, oszukana. Pierwszy i ostatni raz dałam mu się tak omotać.
     Po chwili znalazłam się przy samochodzie. Wsiadłam do środka i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Jako jedna z pierwszych wyjechałam z miejsca parkingowego.
     Łzy paliły mnie w oczach, serce krwawiło, ale w umyśle płonęła tylko jedna myśl. Nigdy nie będę jego.

sobota, 12 września 2015

Chapter 5


     Bonnie

    Obudziłam się wcześnie rano. Podniosłam się do pozycji siedzącej. W tym mroku nie byłam w stanie nic zobaczyć. Jedynie elektryczny zegarek pobłyskiwał w ciemnościach. Spojrzałam na niego. Czwarta... Rzuciłam się z powrotem na poduszkę.
    Z balu wróciłam o północy. Niczym kopciuszek. Zaśmiałam się pod nosem. Gdybym jeszcze miała księcia, byłoby idealnie. Tylko jego mi brakuje. Nigdy nawet nie miałam chłopaka...
    Myślałam, że Elena go znalazła. Wczoraj, kiedy tańczyła z moim bratem, patrząc na nich, widziałam dwójkę zakochanych w sobie ludzi. Nawet mój brat nie miał tej swojej durnej postawy "prędzej czy później cię zaliczę". Był zwykłym chłopakiem. Tak mi się tylko zdawało.
     Po rozmowie z Damonem, zaczęłam szukać toalety. Nie znalazłam jej. Za to zobaczyłam coś, co zachowam wyłącznie dla siebie. Stefan całował się z Caroline. Jak on mógł? Wiem, że Elena mu się podoba. Był zachwycony, że zgodziła się z nim zatańczyć.
      Nie rozumiem jego zachowania. Najpierw przepełniony emocjami taniec z Eleną, a teraz to. Nie pozwolę mu skrzywdzić mojej przyjaciółki. Niech się trzyma od niej z daleka. Będę musiała z nim o tym porozmawiać.
      Jedno wiem. Nigdy nie powiem Elenie, co zobaczyłam.

***

     Zegarek wskazywał trzecią nad ranem, a ja siedziałam na parapecie w swoim pokoju, czytając książkę. Pomieszczenie oświetlała jedynie mała lampka nocna.  Na zewnątrz panowała ciemność, rozjaśniona znikomym światłem zaledwie dwóch lamp ulicznych i  delikatnym blaskiem księżyca, który wisiał wysoko na niebie. 
      Nagle usłyszałam warkot silnika. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam jak samochód mojego brata - Stefana winnego Salvatore - wjeżdża do garażu. 
      Odłożyłam lekturę na półkę, zgasiłam lampkę nocną i biegiem ruszyłam na dół. Nie włączając światła, usiadłam wygodnie w fotelu w salonie, do którego za chwilę powinien wkroczyć szatyn. Nie ma innego wyjścia. To jedyna droga, aby dostać się na górę, ponieważ to właśnie w salonie znajdowały się kręcone schody. 
      Nie czekałam długo. Słyszałam coraz głośniejsze stąpanie po posadzce na korytarzu. Gdy dotarł do salonu, zapalił lampę, oświetlającą znaczną część pomieszczenia. Na początku mnie nie zauważył, jednak gdy już mnie dostrzegł, stanął jak wryty.
     - Dlaczego siedzisz tutaj w zupełnych ciemnościach? - uniósł jedną brew w geście zapytania.
     - Ty mi lepiej powiedz co miały oznaczać te pocałunki z Caroline?! - na moje słowa krew odpłynęła mu z twarzy i zaczął nerwowo przeczesywać swoje włosy. - Widziałam jak tańczysz z Eleną. Wyglądaliście na szczęśliwych. Nigdy cię takiego nie widziałam. Wyjaśnisz mi więc dlaczego zdecydowałeś się to zepsuć i rzucić w ramiona innej? - założyłam nogę na nogę, czekając na to, co ma mi do powiedzenia.
      Chłopak rozsiadł się naprzeciwko mnie, posyłając mi smutny uśmiech.
      - Doczekam się tych wyjaśnień? - zapytałam, chociaż wiedziałam, że nie śpieszy mu się do tego. 
      - Wiesz, za co cię cenię, Bonnie? 
      - No, słucham cię - odpowiedziałam, siląc się na uprzejmy ton, podczas gdy tak naprawdę miałam ochotę mu przyłożyć. 
      - Za to, że jesteś taka pewna siebie, inteligentna i błyskotliwa. Imponuje mi, że jesteś wierna swoim przyjaciołom i się o nich troszczysz bardziej niż o siebie. Więc bądź miła i proszę nie mów nic Elenie o tym co zobaczyłaś.
      - O to nie musisz się martwić - prychnęłam. 
      - Dziękuję - powiedział, patrząc mi w oczy. - Tak naprawdę sam nie wiem co we mnie wstąpiło. W jednej chwili czułem się niesamowicie szczęśliwy, że w końcu udało mi się przeżyć coś tak magicznego. Kurwa, zaczynam mówić jak ciota - to zdanie powiedział cicho do siebie, kręcąc przy tym głową. - Nieważne. Tańcząc z nią miałem wrażenie, że ona jest tą jedyną. Dla niej mógłbym zmienić swoje dotychczasowe życie. A potem podeszła do mnie Caroline, niesamowicie seksowna w tej ciasnej sukience i nie mogłem przestać myśleć o niczym innym, jak tylko o jej natychmiastowym zerżnięciu. 
       - Jesteś niemożliwy - mruknęłam z obrzydzeniem. 
       - Ale za to mnie kochasz - powiedział, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. 
     
     Elena

     Jadłam śniadanie, rozmyślając o tym, co się wydarzyło poprzedniego wieczoru. Tańczyłam ze Stefanem wolny taniec. I o dziwo podobało mi się. Byłam nim oczarowana. Nie sądziłam, że potrafi zachować spokój przez kilka minut, nie dokuczając mi, nie drocząc się ze mną.
      Później ukłonił się, ucałował moją dłoń, pozostawiając na niej mokre miejsce - przez które drżałam z przyjemności. Wtedy cała moja nienawiść do niego wyparowała. Ten pocałunek miał magiczną moc, zadziałał niczym gąbka. Starł z mojego serca to okropne uczucie. Mam nadzieję, że już więcej nie powróci. Że Stefan nie da mi powodu bym go znów znienawidziła. Gdy chce, potrafi być miły.
     Podniosłam wzrok znad miski płatków. Do kuchni wszedł Jeremy. Był w samych bokserkach. Miał delikatnie zarysowane mięśnie. Byłam z niego dumna. Przyciągał kobiety jak magnes. Wyglądał oszałamiająco. Wiele dziewczyn zazdrościło mi takiego brata. Uwielbiam go. Ale jeśli zacznie zachowywać się podobnie jak Stefan, uduszę go.
     - Jakie masz na dzisiaj plany? - zapytałam.
     - Przecież jest mecz - odparł, szperając w lodówce.
     Kompletnie o nim zapomniałam. Miałam iść na niego z Bonnie oraz Damonem. Był to mecz otwierający sezon. W głównym składzie będzie grał mój kochany braciszek i nie kto inny jak Salvatore.
     Nie mam ochoty na niego iść, ale niestety nie mam wyboru.
     Nie chcę na niego iść z jednego powodu. Będą tam cheerleaderki. Czyli krótko mówiąc Caroline. Przez cały czas będzie się wdzięczyć do brata mojej najlepszej przyjaciółki. W ostatnich dniach sprawia mi to coraz więcej bólu. Czyżbym na prawdę zaczęła czuć do niego coś więcej? Nie to nie możliwe. Przestałam go nienawidzić, ale to nie znaczy, że od razu mam się w nim zakochiwać. Nadal jest tym zadufanym w sobie pajacem. To się nie zmieni.
     Skończyłam jeść. Włożyłam pustą miskę do zlewu. Potem ją umyję. Wróciłam do mojego pokoju. Pościeliłam łóżko, ponieważ wcześniej nie chciało mi się tego robić.
     Postanowiłam, że dzisiaj ubiorę się odrobinę inaczej. Na szczęście pogoda na zewnątrz mi sprzyjała. Było dosyć ciepło. Wygrzebałam z dna mojej szafy dość krótkie czarne spodenki. Krótkiej spódniczki mini nie odważę się założyć NIGDY. Jeszcze tylko tego brakowało, by napaleni mężczyźni mogli podziwiać mój odsłonięty tyłek. Nie będę zniżać się do poziomu tych pustych laleczek Stefana.
     Do spodenek założyłam obcisłą bluzkę, która idealnie uwydatniała jeden z moich walorów. Rozczesałam włosy, pozostawiając je rozpuszczone. Pomalowałam się nieco mocniej niż zwykle. Tak ubrana zadzwoniłam po Bonnie. Przyjechała po kilku chwilach. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć.
     Dziewczyna wpatrywała się w moją wycieraczkę. Podnosiła powoli wzrok. Przesuwała spojrzeniem po moich nogach, aż do czubka głowy.
      - Wow - tylko tyle zdołała z siebie wydusić. Wpuściłam ją do środka, zamykając wejście na klucz.
      - I co myślisz? - zapytałam, okręcając się przed nią kilka razy.
      - Wyglądasz wspaniale - powiedziała w końcu. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, który po krótkiej chwili trochę przygasł.
      - Czy coś się stało? - zapytałam zaniepokojona.
      - Nie, nic - pokręciła szybko głową.
      Zbyt szybko. Jednak nie byłam zbyt dociekliwa. W końcu powie co jej leży na sercu. Wie, że może na mnie liczyć. W każdej chwili jestem do jej dyspozycji, nawet w środku nocy. Zwłaszcza wtedy.
      - Mogę tak iść na mecz?
      - Oczywiście.
      - Nie wyglądam zbyt wyzywająco?
      - Wyglądasz wspaniale - uśmiechnęłam się szeroko, na usłyszany komplement.
     Oby Stefanowi również mój ubiór przypadł do gustu. Mam cichą nadzieję, że nie będzie mógł wydusić słowa na mój widok.
__________
Przepraszam za nieobecność. Miałam dużo na głowie z powodu szkoły.
Od teraz rozdziały będą się pojawiały co dwa tygodnie. Co tydzień nie dałabym rady ;/
Dziękuję za to, że jesteście ♥

sobota, 22 sierpnia 2015

Chapter 4


       Elena

      Już po chwili znajdowaliśmy się w samochodzie mojego przyjaciela. Na miejsce balu zajechaliśmy dosyć szybko. Dom, a raczej willa Lockwoodów nie znajdowała się zbyt daleko od mojego domu. Wysiedliśmy z auta. Przy drzwiach, przywitali nas właściciele. Ściany ich salonu były śnieżnobiałe. Cała sala pachniała kwiatami. Upiększały ją ogromne girlandy z liści i wplecione w nie rozkwitające pękate pąki. Chociaż nie widziałam żadnej orkiestry, w pomieszczeniu rozbrzmiewała muzyka.
     Doszliśmy do podłużnych stołów na których znajdowała się góra jedzenia i napoi, gdy ktoś porwał Damona oraz Bonnie do tańca. Uśmiechnęłam się do nich. Wiedziałam, że każdy będzie oniemiały ich wyglądem. Zostałam sama. Nie przeszkadzało mi to. Nie było mi jednak dane, długo pocieszyć się samotnością. Po chwili dołączył do mnie nie kto inny, jak Stefan.
     - Gdzie twoja partnerka? - zapytałam.
     - Przyjechała z kimś innym - spojrzałam na niego wielkimi, zdziwionymi oczami.
     - Pewnie czujesz się zazdrosny.
     - Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Zatańczysz?
     - A ona nie będzie miała nic przeciwko temu? - zaśmiał się. Nie rozumiałam jego zachowania.
     - Ona stoi tuż przede mną - wyszeptał, a jego oddech otulił moją twarz. Zadrżałam.
      Niepewna tego co robię, pomaszerowałam za nim na parkiet. Wziął mnie w ramiona. Grali akurat walca. Ten taniec zawsze cieszył się ogromną popularnością, na tego typu wystawnych imprezach. Jednak gdy chcieliśmy zacząć tańczyć, tamten walc się skończył i zaczęli grać nowego. Po moim ciele przeszła gęsia skórka.
      To był mój ulubiony walc od czasów dzieciństwa, ten, na którym zostałam wychowana. Walc Czajkowskiego ze Śpiącej Królewny. Jakaś dziecięca część mojego umysłu nie mogła się powstrzymać od skojarzenia tych wirujących w powietrzu dźwięków ze scenami z Diesneyowskiego filmu... Czułam się jak księżniczka, tańcząc z moim księciem. Mój książę? Ale sobie wymyśliłam. Obiecałam, że się w nim nie zakocham, ale ten taniec...
    Moja suknia nie miała pleców, więc ciepła ręka Stefana spoczywała na mojej nagiej skórze. W tym miejscu czułam przyjemne mrowienie. Tańczył tak doskonale. Prowadził pewnie, ani razu mnie nie depcząc. Większość kobiet w tym pomieszczeniu miała spuchnięte palce, przez niezdarność swoich partnerów. Nie ja. Rozpływałam się od środka. W tym momencie byłam szczęśliwa, nie przeszkadzały mi nawet palące spojrzenia dziewczyn ze szkoły. Wręcz przeciwnie, dodawały mi pewności siebie. Przez cały ten czas spoglądałam w cudowne oczy Stefana. Zobaczyłam w nich coś przyjemnego. Zachwyt. Wcale nie było w nich pożądania, czy chęci uwiedzenia mnie. To był zwykły zachwyt, dla mnie tak wiele znaczący.
     Walc skończył się o wiele za szybko. Chciałabym przewinąć czas i przeżyć to wszystko jeszcze raz, od początku. Muzyka ucichła. Wtedy Stefan skłonił się, unosząc moją dłoń, którą delikatnie ucałował. Poczułam, że się rumienię. Nic nie mówiąc, zostawił mnie tam. To będzie moje pierwsze, pozytywne wspomnienie z tym zadufanym w sobie idiotą. Wiem, że nie będę mogła o nim zapomnieć. Ten taniec... Będę go odtwarzać w swojej głowie codziennie, po tysiąc razy...


      Damon

    Właśnie widziałem Elenę, tańczącą ze Stefanem. Większość osób, znajdujących się tutaj, wpatrywała się w nich z zachwytem. Co oni widzieli? Zwykłą dwójkę ludzi. Chociaż? Gdy sam na nich spoglądałem widziałem, że coś jest na rzeczy. Nie spuszczali z siebie wzroku. Poczułem ukłucie zazdrości. Chciałbym, żeby ona też tak na mnie spoglądała...
    Westchnąłem. To jednak niemożliwe. Oni są dla siebie stworzeni. Nawet jeśli ona go nienawidzi, a on jest jaki jest, prędzej czy później będą razem. Jestem na przegranej pozycji. Tak to już w życiu bywa. Muszę sobie znaleźć inną dziewczynę...
     Jak na zawołanie pojawiła się obok mnie Bonnie. Moja kuzynka. Przecież nie mógłbym z nią być. Owszem jest piękna, ale jednak rodzina. Co z tego, że nie jesteśmy spokrewnieni? To niczego nie zmienia. Nigdy nie pomyślałbym o niej w ten sposób.
     Odwróciłem się tyłem do widoku, który ranił mi serce. Uśmiechnąłem się szeroko do mojej towarzyszki.
    - Hej Bon-bon - nie lubiła gdy ją tak nazywałem.
    - Damon... - popatrzyła na nie spod zmrużonych powiek. Zaśmiałem się.
    - Przyszłam zapytać jak się czujesz.
    - O co ci chodzi?
    - No wiesz - wskazała na Elenę i Stefana, który właśnie schylał się by ucałować jej rękę. Odwróciłem wzrok.
    - Nic mi nie jest - rzuciłem.
    Postanowiłem, że wyjdę na świeże powietrze. Bonnie wiedziała wszystko o moich uczuciach do Eleny. Powiedziałem jej o nich. Ona jak na kuzynkę-przyjaciółkę przystało nic jej nie powiedziała, za co byłem jej dozgonnie wdzięczny.
    Prawdę mówiąc ona i Elena były moimi jedynymi przyjaciółkami. Przyjaciela nie miałem. Byliśmy trzema muszkieterami. Ze Stefanem nie mam dobrych relacji. Mimo, iż wiążą nas więzy rodzinne, nie pałamy do siebie sympatią. Kiedyś było inaczej. Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę, ale od początku liceum to wszystko się popsuło. Zaczęły nas interesować dziewczyny. Jego nawet bardziej. W naszej szkole jest tylko garstka tych których nie zaliczył. A po za nią... Wolę nawet o tym nie myśleć.
   Ja taki nie jestem. Brzydziło mnie jego zachowanie, więc po prostu przestałem z nim rozmawiać. Robię to tylko w razie konieczności.
    Usiadłem na ławce przed domem Lockwood'ów. Tu mogłem w spokoju odetchnąć. Było zimno. To nie były już te letnie wieczory. Zbliżała się zima.
    Byłem tak zamyślony, że nie zauważyłem gdy ktoś obok mnie usiadł.
    - Cześć - wzdrygnąłem się lekko przestraszony. 
    Spojrzałem w bok. Siedziała tam wysoka blondynka. W tym świetle nie mogłem dokładnie się jej przyjrzeć, ale wyglądała bardzo pięknie.
    Już po jednym krótkim słowie, mogłem stwierdzić, że jej głos jest aksamitny jak płatki róży. Delikatny i słodki. Idealna muzyka dla moich uszu. 
    - Cześć - odpowiedziałem.
    - Co taki przystojniak jak ty robi tu sam? - zapytała, a ja odpowiedziałem jej szelmowskim uśmiechem. 
    - Miałem nadzieję, że jakaś ślicznotka sama do mnie przyjdzie.
    - I co?
    - Już siedzę z jedną taką - mrugnąłem do niej. 
    Sam nie wiedziałem co robię. Dałem się ponieść chwili. Ta dziewczyna spodobała mi się. Miło się z nią rozmawiało.
    - Jestem Damon.
    - Katherine.

    Caroline

    Co ta idiotka sobie myśli? Jak śmie tańczyć z moim chłopakiem? Oficjalnie nie jesteśmy parą, ale tyle razy razem spaliśmy, że chyba mam do niego jakiegoś prawo, prawda?
    W końcu się od niej oddalił. Podążyłam za nim.
    - Stefan? Co ty wyprawiasz? - spojrzał na mnie zaskoczony - dlaczego z nią tańczyłeś?
    - Daj spokój, Care, to tylko jeden taniec.
    - Widziałam jak na nią patrzyłeś. Powiedz, czy ja ci się znudziłam?
    Podszedł do mnie, chwycił moje biodra w mocnym uścisku, po czym przybliżył jego wargi do moich. Jeszcze jeden centymetr, a nasze usta złączyłyby się w pocałunku.
    - Ty nie możesz mi się znudzić - wyszeptał wprost w moje złaknione usta i brutalnie je zaatakował.
_______
Witam was ♥
Taniec Eleny i Stefana, nowa postać - Katherine, a na końcu Steroline. Stefan lubi wszystko komplikować. To jest z pewnością mój ulubiony rozdział xD
Do następnego ;**

sobota, 15 sierpnia 2015

Chapter 3


      Szłam pustym korytarzem szkoły. Było tu jakoś inaczej. Cicho. Zbyt cicho. W powietrzu dało się wyczuć coś niepokojącego. Nie umiałam jednak wytłumaczyć co to takiego. Byłam jednak przekonana, że było to złe. Bardzo złe. 
     W horrorach główni bohaterowie, w sytuacjach takich jak ta, szukają źródła. Źródła tego wszystkiego. Zaglądają do różnych pokoi, szaf, piwnic do których od dawna nie zaglądali. Gdy to oglądamy, dziwimy się co z nimi jest. Sami pakują się w kłopoty. Ja na ich miejscu poszłabym do łóżka i siedziałabym pod pościelą, czekając tak długo, aż to wszystko by się skończyło. Aczkolwiek nie dzisiaj.
     Właśnie sama znalazłam się w takim horrorze. Musiałam zajrzeć do jednej z sal. Powoli otwierałam drzwi. Na szczęście nikogo w środku nie znalazłam. 
     Odwróciłam się na pięcie i wtedy go zobaczyłam. Krzyknęłam przerażona niespodziewanym spotkaniem. Przede mną stał Stefan. Potwornie mnie przeraził. Chciałam go uderzyć żartobliwie w ramię, ale zamiast tego spojrzałam na jego ręce. Były całe z krwi. Pragnęłam zapytać co się stało. Nie mogłam. Stałam sparaliżowana strachem. Nagle chłopak złapał mnie zakrwawioną ręką i pociągnął do środka sali. Zamknął za nami drzwi.
     Schowaliśmy się pod jednym ze stolików. Nie odzywaliśmy się do siebie. Siedzieliśmy tam po prostu i czekaliśmy. Po chwili drzwi się uchyliły. Bałam się spojrzeć w tamtą stronę. Zamiast tego popatrzyłam na twarz Stefana. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Wypowiedział nieme przepraszam i w tym momencie... się obudziłam.

    Wstałam raptownie na łóżku, od razu otwierając szeroko oczy. Serce waliło mi jak oszalałe. To tylko sen, uspokajałam się, to był tylko sen. Wzięłam głęboki oddech, a zaraz potem znowu podskoczyłam na łóżku jak oparzona - tym razem dlatego, że zadzwonił budzik.  
    Na szczęście dzisiaj jest piątek. Ostatni dzień szkoły w tym tygodniu. Jutro nareszcie będę mogła się wyspać. Przeciągnęłam się i wyskoczyłam spod pościeli. Skierowałam się do mojej szafy. Ubrałam zwykłe dżinsy rurki oraz sweter w biało-czarne paski ze skórzanymi rękawami. Rozczesałam włosy, umyłam zęby i poszłam do pokoju mojego brata. Nikogo tam nie było. Pewnie został u Vicky na noc. 
     Będąc w kuchni zjadłam śniadanie, zabrałam torbę i ruszyłam do szkoły. 
     Jak zawsze czekałam na parkingu na Bonnie. Ujrzałam lśniące czernią auto Salvatorów, które z pomrukiem przejechało przez parking, szukając miejsca. Poruszyło się wolno jak pantera podkradająca się do ofiary.
     Wreszcie samochód się zatrzymał i drzwi się otworzyły. Ku mojemu zaskoczeniu wysiadł z niego tylko Stefan. Chłopak miał na sobie sprane dżinsy, które przylegały mu do nóg jak druga skóra, obcisły T-shirt i skórzaną kurtkę o niezwykłym kroju. Na nosie jak zwykle miał czarne okulary przeciwsłoneczne, chociaż niebo było zachmurzone. 
     - Gdzie Bonnie? - zapytałam, podchodząc do niego. 
     - Nie przyjdzie, źle się czuje - odparł.
     W tym momencie dołączyła do nas Meredith. Była ode mnie wyższa o kilka centymetrów. Jej brązowe włosy spływały kaskadą po jej plecach, sięgając trochę poniżej łopatek. Niebieskie oczy spoglądały nieufnie, gdy do mnie podchodziła.
     Przywitała się chłodno i natychmiast się ode mnie odsunęła. Zaskoczyło mnie to. Podchodząc do Stefana, zmierzwiła puszyste włosy i się uśmiechnęła. Jej oczy pobłyskiwały ożywieniem, a twarz się rozjaśniła.
     Pocałowała go w policzek, na co przewróciłam oczami.
     - Mer, mogę dzisiaj siedzieć z tobą na ekonomii?
     Dziewczyna od niechcenia przesunęła spojrzeniem po moim ciele, po czym odgarnęła za ucho błyszczące kasztanowe włosy.
     - Bonnie dzisiaj nie ma? - zdziwiła się. - Wcale jej się nie dziwię. Też mam cię już dość - warknęła.
     Spojrzałam na nią zaskoczona. Zdziwił mnie jad w jej głosie. Nie przyjaźniłam się z nią, ale nigdy nie mogłam powiedzieć na nią złego słowa. Miałam ją za dobrą koleżankę, do której szłam w razie potrzeby. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywała.
      Wtedy spojrzałam na szatyna. Musiała zauważyć, że coś do mnie ma i pomyślała, że stałam się dla niej kimś w rodzaju rywalki. Zaśmiałam się w duchu.
       Zignorowałam ją i miałam odejść, gdy Stefan złapał mnie za łokieć i obrócił przodem do siebie. Spojrzałam na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy.
       - Przemyślałaś moje zaproszenie? - zapytał.
       Mimowolnie przebiegłam wzrokiem po Meredith. Zdumiała mnie wrogość jaką w niej zobaczyłam. Nie potrafiłam zrozumieć, jak jeden chłopak mógł zepsuć nasze dotychczasowe stosunki.
       - Tak - odparłam.
       - To przyjadę po ciebie...
       - Ale ja nigdzie z tobą nie pójdę - przerwałam mu. Zmarszczył brwi - idę z Damonem. - i Bonnie, ale tego już nie powiedziałam. Spiął ciało. 
       - Nigdzie z nim nie pójdziesz - syknął.
       - A właśnie, że tak! - krzyknęłam, odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam do szkoły z dumnie uniesioną głowie. Nie będzie mi niczego zabraniał. Co on sobie myśli. Pajac jeden. 
      Wytrącona z równowagi zachowaniem pana "idealnego" ruszyłam na lekcje.
      - Hej Elena! - zawołał Damon, próbujący mnie dogonić. - Dlaczego tak się spieszysz? Nigdy ci się to nie zdarzało.
      - Zgadnij! - syknęłam. Nie przejmowałam się tym, że jestem niemiła. On zrozumie.
      - Stefan... - to nie było pytanie. On wiedział, że tylko jego "uroczy" kuzyn może doprowadzić mnie do takiego stanu.
       Dalej szliśmy w ciszy. Przez cały dzień Stefan w ogóle mi nie dokuczał. Kilka razy przeszedł obok mnie i nawet na mnie nie spojrzał. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni tak się zachowywał. Wyglądało to tak, jakby mnie unikał. Może się obraził? Czyżby aż tak bardzo mu zależało, żebym z nim poszła na ten bal? Nie... Pewnie znowu bawi się w tą swoją gierkę. Myśli, że mi będzie smutno, bo się w ogóle nie odzywa. HA. Nie ze mną takie numery. Ja się z tego powodu cieszę. Chociaż trochę brakuję mi tych jego docinek. Elena!
   
***

      Została mi tylko godzina do balu. Biegałam po całym domu. Sześćdziesiąt minut to na prawdę mało czasu. Tak naprawdę mam tylko pół godziny, ponieważ wtedy przychodzą po mnie Bonnie i Damon.
     Miałam założoną suknię prostą, jednak efektowną. Była szkarłatna. Ogromny dekolt i wycięte plecy odsłaniały moją kremową skórę tak, by lśniła złociście w słońcu. Suknia ciasno opinała moją sylwetkę, ale z jednej strony miała długie rozcięcie, by można było w niej swobodnie chodzić i tańczyć. Miałam na sobie diamentowy kołnierz na linii dekoltu, diamentowe bransolety na nadgarstki i ramię oraz zawieszkę. Cała biżuteria była pamiątką po mamie. Lubiła różne błyskotki. Te, podarował jej tata na dziesiątą rocznicę ich ślubu.
      Wszystkie te klejnoty lśniły w blasku słońca, od czasu do czasu, przebłyskując różnymi niespodziewanymi barwami, zupełnie jak fajerwerki. Włosy lekko natapirowałam i podpięłam delikatnie u góry. Właśnie kończyłam robić makijaż, który nie był zbyt mocny. Nie będę się malować jak te wszystkie "lalunie" Stefana.
     Stefan... On też tam będzie. Skoro mu odmówiłam, znajdzie sobie inną. Na pewno Caroline. Ona jest królową ich wszystkich. Główna cheerleaderka. Nie wiem dlaczego, ale poczułam nieznane ukłucie w sercu. Zazdość. Co? To nie możliwe. Nie mogę być zazdrosna o tego idiotę. A co jeśli się się w nim zakochuję? Nie, tak nie może być. Będzie ze mną źle. A jeszcze będzie gorzej jeśli się dowie. Wykorzysta mnie, a potem porzuci. Mu tylko na tym zależy. Tylko dlaczego ja? Ma pełno tych swoich panienek. Do czego ja mu jestem jeszcze potrzebna?
     Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie moi przyjaciele. Poszłam otworzyć. Nie myliłam się. Wyglądali przepięknie. Damon miał na sobie zwykły, czarny garnitur. Jednak prezentował się w nim zjawiskowo, jak nie on. Już bez niego był bardzo przystojny, a teraz to już jest zabójczy. Żadna dziewczyna nie będzie mogła oderwać od niego wzroku.
    Sukienka Bonnie została uszyta ze srebrzystego materiału, który zamieniał barwę w zależności od oświetlenia, ale pozostawał zawsze pastelowy. Wewnątrz suknia przybierała księżycową barwę, a na zewnątrz nabierała różowej poświaty. Dodatki - pas, naszyjnik, bransoletki, kolczyki i pierścienie - zostały wykonane z białych opali. Włosy podpięła i zebrała w jedną masę, by odsłonić twarz. Wyglądała cudownie.
     - Idziemy? - zapytałam.
_______
Przepraszam was, że tak długo rozdziału nie było :(
Miałam go już napisanego, ale z powodu braku internetu (byłam na wakacjach w hotelu, gdzie internet był tak słaby, że mogłam co najwyżej go wyłączyć) nie mogłam go opublikować.

poniedziałek, 27 lipca 2015

Chapter 2


      - Nie przejmuj się nim. To zwykły dupek - uśmiechnęłam się do Damona, zupełnie się z nim zgadzając.
      Był dupkiem w każdym calu. Ale seksownym dupkiem. Wcale tego nie powiedziałam. Ugh... Nienawidzę go, a Damona wręcz uwielbiam. Jest moim przyjacielem od przedszkola. Ile to już lat? Jedenaście? Tyle razem przeszliśmy. Zawsze mogę na niego liczyć. Jednak od jakiegoś czasu zachowuje się jakbym nie była tylko jego przyjaciółką. Co ja czuję? Nie wiem... Jest wspaniałym facetem. Przystojny, wysoki brunet. W moim typie. Ale to mój przyjaciel, nie chcę, żeby coś się między nami popsuło.
       - Nie przejmuję się nim - odparłam.
      Odwróciłam się do tyłu, aby jeszcze raz spojrzeć na Stefana. Siedział razem z Caroline. Po tym co ujrzałam zrobiło mi się niedobrze. W jednej chwili wysyła mi prowokujący liścik, a w drugiej obmacuje się pod stołem z tą jędzą. Tylko Stefan tak potrafi.
      Gdy lekcja się skończyła wyszłam jak najszybciej z sali. Reszta lekcji minęła w miarę spokojnie. Nie działo się nic ciekawego. Na szczęście nie miałam dzisiaj angielskiego. Salvatore dał mi spokój. Tak z resztą myślałam. Błędnie. Już miałam wsiadać do samochodu, gdy poczułam jak ktoś mnie obejmuje.
     - Co znowu? - warknęłam.
     - Kotku...
     - Nie nazywaj mnie tak - miałam już go dość.
     - Dlaczego? - zapytał rozbawiony.
     Ta sytuacja go bawi? Na prawdę? To ma bardzo dziwne poczucie humoru.
      - Bo sobie tego nie życzę - wyszarpałam się z jego uścisku.
     - W sobotę mamy bal.
     - I co w związku z tym? - zapytałam zdenerwowana.
     - Moglibyśmy pójść razem - mówi cicho.
     Kompletnie mnie zaskoczył. Chciał abym to ja była jego partnerką na tańcach? Czułam się jakby moje serce miało zaraz eksplodować ze szczęścia. Nienawidziłam tego jak moje ciało na niego reagowało, podczas gdy w moim umyśle znajdowały się zupełnie inne reakcje. Jednak dzięki latom praktyki, wyraz mojej twarzy mówił zupełnie co innego.
     - A nie idziesz z jedną z tych swoich laleczek? - zapytałam opryskliwie.
     - Nie. One nie nadają się na towarzyszki na takich imprezach - wyjaśnia spokojnie.
     - A to dlaczego? - pytam, lecz nie czekam na odpowiedź i szybko wskakuję do auta, zatrzaskując drzwi.
     Wyminęłam go i wyjechałam z parkingu. On wie jak wyprowadzić człowieka z równowagi.
     Dlaczego to niby ze mną chciałby iść na ten bal? Na pewno żartował. Jest pewien tego, że on mi się podoba. Myli się. Nienawidzę go przecież. Nigdy nie będę jego. Co on sobie wyobraża składając mi taką propozycję?! Że ją przyjmę? Zgodzę się z nim iść? Po moim trupie.
     Pójdę jak zwykle z Damonem i Bonnie. Chociaż miło byłoby czuć te nienawistne spojrzenia "laleczek" Stefana. Na ten jedne wieczór byłby tylko mój. Opanuj się Gilbert. On nigdy nie będzie twój.
      Do domu wracam zdenerwowana. Bal jest za dokładnie pięć dni. Organizowany jest na cześć naszego miasta w domu burmistrza Lockwood'a, ojca Tylera. Nie wszyscy muszą na niego iść. Ja jednak tak. Otrzymałam nawet specjalne zaproszenie jako, że moi przodkowie byli jednymi z założycieli miasta. A na dodatek nie żyją moi rodzice. Teraz ja jestem głową rodziny. Nie Jerr, tylko ja. Już powoli się do tego przyzwyczaiłam.
     Na początku było to trudne. Byłam wtedy załamana. Dopiero co straciłam rodziców, a już musiałam przejąć ich wszystkie obowiązki względem rodziny.
     Przez pierwszy tydzień w ogóle się nie odzywałam. To był dla mnie szok. Damon i Bonnie pomogli mi wrócić. Westchnęłam. To już dwa lata odkąd zginęli. Jechaliśmy w trójkę samochodem. Była zima. Śliskie drogi. Akurat musieliśmy przejeżdżać przez ten most. Auto wpadło w poślizg, z impetem uderzyło w barierkę, która rozbiła się, a nasz samochód, z nami w środku, poleciał w dół, do wody. Moi rodzice utonęli. Ja przeżyłam. Nikt nie wie jakim cudem.
     Rzuciłam torbę na stół i zaczęłam przygotowywać obiad. Makaron z serem. Na nic więcej nie mam ochoty.
      Mój bart ma dzisiaj trening, więc będzie później. Jego porcję włożyłam do mikrofalówki. Odgrzeje sobie, gdy przyjdzie. Ja natomiast poszłam po jakąś kurtkę i wyszłam z domu. Byłam umówiona z Bonnie. Wsiadłam do samochodu, który Jerr odebrał jeszcze przed treningiem. Odpaliłam silnik i wyjechałam na drogę.
    Już po chwili byłam pod jej domem. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam. Po chwili stanęła w nich moja przyjaciółka.
    - Cześć.
    - Cześć. Jest Stefan? - zapytałam niepewnie.
    - Przecież wiesz, że ma trening - odparła spokojnie i zaprowadziła mnie do swojego pokoju na piętrze.
    - Dlaczego ty go tak nie lubisz?
    - Nie, że nie lubię - zaczęłam unikać jej wzroku. - Ja go nienawidzę.
    - Widzę, że kłamiesz. Podoba ci się.
    - Bonnie. Podobać to mi się może Damon... - urwałam, uświadamiając sobie co przed chwilą powiedziałam.
     - W takim razie mój kuzyn?
     - Nie. Tak. Sama nie wiem. Widzę, że to już nie to samo co kiedyś. Ale nie chcę tego zepsuć.
     - Aaa - pisnęła - Delena. Świetnie brzmi.
     - Bonnie... To nie takie łatwe.
     Nagle usłyszałyśmy trzaskanie drzwi. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Siedemnasta. Ale się zasiedziałam. I na dodatek Stefan wrócił. Na pewno zaraz tu wparuje.
      Pożegnałam się z przyjaciółką, mówiąc jej, że nie musi mnie odprowadzać. Wyszłam z jej pokoju. Rozejrzałam się po korytarzu. Teren czysty. Skierowałam się w stronę schodów.
     - Elena - usłyszałam jego głos za sobą.
     Zaklęłam po cichu. Posłałam mu zdenerwowane spojrzenie i szybko zbiegłam na dół, mając cichą nadzieję, że za mną nie pobiegnie. Mówią, że nadzieja matką głupich. Mają rację. Poczułam jak silne ramiona zaciskają się wokół mojej talii.
     - Stefan - jęknęłam. - Puść mnie.
     - Dlaczego? - szepnął mi do ucha.
    Poczułam jak przyjemny dreszcz przebiega po moim ciele. Co się ze mną dzieje? Przecież go nienawidzę.
     - Bo muszę wracać do domu.
     - To ja pojadę z tobą - uśmiechnął się zadziornie. - Jerr jest u Vicky, co oznacza, że masz wolną chatę.
     - Nie!
     - Dlaczego? - popatrzył na mnie smutnym wzrokiem.
     -Ugh... - wyswobodziłam się z jego uścisku. - Nienawidzę cię! - krzyknęłam i wyszłam z ich domu.
     Trochę mżyło, choć nie dość, żebym przemokło do suchej nitki, gdy stałam przed samochodem szukając w torebce kluczy. Znalazłam. Przycisnęłam guzik otwierający moje autko. Weszłam do środka. Było tutaj sucho i przytulnie. Zapaliłam silnik oraz włączyłam radio. Wyjechałam z podjazdu. Już po chwili byłam w domu.
     Ściągnęłam z siebie mokrą kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku. Powlokłam się do kuchni. Zjadłam kolację, po czym poszłam do łazienki. Po szybkim prysznicu, skierowałam się do pokoju. Ubrana w piżamę położyłam się do łóżka. O dziwo, szybko zasnęłam.

sobota, 18 lipca 2015

Chapter 1

 

     Ze snu wybudził mnie budzik, ustawiony na godzinę siódmą. Przeciągnęłam się. Poniedziałek. Znowu szkoła. Niestety. Na szczęście nie mam problemów z nauką, jestem wzorową uczennicą, więc źle nie ma. Zniechęca mnie tylko wczesne wstawanie.
     Weszłam do łazienki, umyłam twarz i zęby, przeczesałam włosy. Jak zwykle niezadowolona z ich ułożenia, podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej ulubione czarne leginsy i ciemnofioletową bluzkę z długim rękawem. Na dworze było dosyć chłodno. W końcu mieliśmy jesień. Uwielbiam tą porę roku.
     Deszcz. Gdy krople uderzają w szyby, wszędzie mokro, a ja siedzę sobie w domku przykryta kocem, czytając książkę. Kolorowe Liście. Lubię chodzić na spacery do parku, gdy leżą one dookoła mnie o wszelakich barwach. Wszędzie czuć tą pozytywną energię. Wystarczy tylko, że usiądę na trawie, obsypanej liśćmi, a od razu robi mi się lepiej.
     Gdy się ubrałam, poszłam obudzić mojego o rok starszego brata. To było moje codzienne zadanie. Zawsze miał trudności z wstawaniem, a szczególnie w te szkolne dni. Gdyby nie ja, wstawałby po piętnastej. A już i tak ma dużo zaległości. Zamiast się uczyć, gra w piłkę. To jego pasja. To właśnie dlatego przyjaźni się ze Stefanem. Łączy ich zamiłowanie do sportu.
     Gdy otworzyłam drzwi jego pokoju, uderzył we mnie powiew nieświeżego powietrza. Co za syf. Wszędzie leżą ubrania, talerze z resztkami jedzenia, puszki po piwie i inne śmierdzące przedmioty. Ohyda. Nie rozumiem jak on może żyć w takim śmietniku.
    Zniesmaczona, podeszłam do jego łóżka.
    - JER!! - krzyknęłam.
    Nic. No cóż, sam się prosi. Pobiegłam do kuchni po garnek, napełniłam go lodowatą wodą i wróciłam do pokoju brata. Zamachnęłam się i wylałam na niego całą zawartość. Momentalnie wstał oszołomiony. Spojrzał na mnie. W jego oczach widziałam wściekłość. Śmiejąc się, uciekłam z dala od niego.
    Wróciłam do swojego pokoju po torbę, po czy m zeszłam na dół, zjeść śniadanie, które codziennie wyglądało tak samo - płatki owsiane z owocami. Nigdy nie próbowałam zmienić tego upodobania. Nie potrafiłabym. Nic innego nie przeszłoby mi rano przez gardło. Gdy opróżniłam miseczkę, do kuchni wszedł Jeremy.
    - Jeszcze pożałujesz - odparł z chytrym uśmieszkiem i zapełnił całą miskę płatkami czekoladowymi.
    - Już się boję - zaśmiałam mu się w twarz i wyszłam z pomieszczenia.
    Ubrałam moje ulubione, szare trampki, na ramiona zarzuciłam kurtkę i wyszłam z domu. Do szkoły musiałam iść pieszo. Niestety zepsuł mi się samochód. Jerr odbierze go dopiero po szkole. Mogłabym jechać z nim, ale przez poranny incydent mam u niego przechlapane.
    Będąc pod szkołą, ujrzałam auto Salvatorów, wjeżdżające na parking. Czarne Audi R8. Bonnie i Stefan. Moja przyjaciółka i facet, którego nienawidzę. Obydwoje wysiedli z auta w tym samym momencie. Podeszłam do nich.
    - Cześć kociaku - rzucił w moją stronę szatyn, ściągając czarne okulary. Prychnęłam.
    - Hej Bonnie - powiedziałam, ignorując go.
     Chociaż miałam ochotę do niego podejść i go pocałować. Czy ja naprawdę o tym pomyślałam? Niestety, taka była prawda. Musiałam to przyznać - jest zabójczo przystojny. Najgorętsze ciacho w szkole.
     Jednak nigdy bym się do tego otwarcie przyznała, a co dopiero pocałowała. Nie chcę być jego kolejną panienką. Otóż to, panienką. On nie ma dziewczyny. Obściskuje się z którą popadnie, a nawet więcej. Krążą plotki, że zaliczył już osiemdziesiąt procent dziewczyn z naszej szkoły. Ja znajduję się w tych dwudziestu. I tak pozostanie. Nigdy nie będę należeć do tych pustych laleczek.
      - Hej - dźwięk, który dotarł do moich uszu, sprawił, że się skrzywiłam.
     Podeszła do nas jedna z idiotek, które lecą Salvatore'a, Caroline. Uważa się za najseksowniejszą laskę w szkole. Jednak ja uważam, że jest wręcz przeciwnie.
    Stanęła przed Stefanem, wspięła się na palce i zaczęła się z nim całować. Odwróciłam wzrok. Coś mnie zabolało. Zdziwiło mnie to uczucie. Przecież ja tego pajaca nienawidzę. A tu co? Zazdrość, ból, smutek. Ogarnij się Gilbert. Natychmiast się mentalnie spoliczkowałam.
      Chłopak oderwał się od niej i posłał jej promienny uśmiech. Złapał ją za rękę i ruszył w stronę szkoły. Caroline przez cały czas spoglądała na mnie złowrogo. Westchnęłam. Znowu zaczyna.
      Razem z Bonnie pomaszerowałyśmy do budynku. Pierwszą lekcję miałyśmy osobno. Języki. Ja chodziłam na włoski, a Bonnie na francuski. Niestety tą lekcję miałam ze Stefanem. Weszłam do klasy i usiadłam w swojej ławce. Po chwili dołączył do mnie mój jedyny przyjaciel, Damon. Był przyszywanym kuzynem Salvatorów. Stefan go nie trawił, za to Bonnie uwielbiała. Ja zresztą również. Brunet, posłał mi szeroki uśmiech.
     - Cześć - przywitał się.
     - Cześć.
      Zadzwonił dzwonek. Wszyscy usiedli. Do klasy weszła pani Falcone. Była rodowitą włoszką i dobrą nauczycielką.
     - Buongiorno - przywitała się. Odpowiedzieliśmy jej chórkiem.
     Nagle poczułam, że coś we mnie uderzyło. Odwróciłam się. Ujrzałam Stefana, mrugającego do mnie. Przekręciłam oczami i spojrzałam na podłogę. Leżała tam zmięta karteczka. Podniosłam ją i rozwinęłam.
     
                                              Wyglądasz dzisiaj bardzo sexy  ~S.

     Pokręciłam głową. Wiedziałam, że nie mam co liczyć na jeden dzień spokoju. Musiał znowu zacząć tę swoją chorą gierkę. Nie mógł odpuścić? Czy ja naprawdę proszę o tak wiele? Jeden dzień. Jeden dzień, proszę.
     - Co tam masz? - usłyszałam szept Damona.
     - Stefan znowu posyła mi te idiotyczne liściki - syknęłam ze złością, gniotąc przy tym kartkę.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Prologue

     

     Nienawidzę go! Nienawidzę... Choć to słowo jest zdecydowanie niedomówieniem. Brzmi nie za dobrze. Ale nie potrafię znaleźć mocniejszego słowa, które dokładnie opisze moje negatywne uczucia względem tego, którego imienia nie chcę nawet wymawiać. Ugh... Po prostu gardzę nim.
     Nienawidzę sposobu w jaki się porusza. Ma zbyt dumny krok i sprawia, że wszystkie dziewczyny dosłownie ślinią się na jego widok. Z wyjątkiem mnie. Jest zbyt pewny siebie. Uważa, że może mieć każdą. Myli się. Nie może mieć mnie. A gdy jeszcze do którejś wyśle swój firmowy uśmiech, mrugnie i dorzuci kilka tanich bajerów, to po prostu padają mu do stóp. Żałosne... Ale to nie wszystko. Otóż gra w szkolnym klubie piłki nożnej i gdy biega po boisku bez koszulki, to dziewczyny dosłownie mdleją na jego widok.
    Nienawidzę również jego głosu. Sprawia, że przez moje ciało przepływa jakiś dziwny prąd. Nie podoba mi się to uczucie. A ten jego sposób mówienia do innych. Zwraca się do nich z wyższością. Jakbyś był poddanym, a on królem - choć ja uważam go jedynie za nadwornego błazna królowej Elżbiety. Ze swoim cudownym brytyjskim akcentem byłby idealny na to stanowisko.
     Nienawidzę jego zapachu. Pachnie tak cudownie co doprowadza mnie do szewskiej pasji. Czuć go wszędzie.
    I jeszcze ten jego wzrok. Żadna dziewczyna nie jest w stanie oderwać oczu od jego głębokich, błękitnych oczu. Są zbyt hipnotyzujące.
     Nienawidzę jego perfekcyjnej twarzy. Jest zabójczo przystojny. I te jego włosy. Wyglądają jak aksamit, zawsze roztrzepane. Chciałabym móc zatopić w nich palce i sprawdzić czy rzeczywiście są tak miękkie, na jakie wyglądają.
    Ale oprócz tych wszystkich rzeczy, jest jeszcze jedna - chyba najgorsza. Muszę siedzieć z nim na angielskim, co oznacza, że od czasu do czasu nie mam innego wyjścia i muszę się do niego odezwać. Na innych lekcjach rzuca do mnie liściki, w których pisze jak to mu się podobam i doprowadzam go do szału, nie pozwalając się dotknąć. Na dodatek jest przyjacielem mojego brata, więc bardzo często przebywa u mnie w domu. Nie było dnia, kiedy nie wparował do mojego pokoju. Zwykle leżę wtedy na łóżku i czytam, uczę się, bądź słucham muzyki. Wtedy kładzie się obok mnie, próbując do siebie przyciągnąć. W takich momentach przychodzi mój brat. On dostaje od niego, lecz to go nie zniechęca. Wręcz przeciwnie, staje się jeszcze bardziej nachalny. Jakby tego było mało, musi być bratem mojej najlepszej przyjaciółki.
     Ale najbardziej nienawidzę tego, że pomimo, iż wie z jaką intensywnością go nie znoszę, pozostaje niewzruszony. To mnie dobija! Gra ze mną w tą swoją głupią gierkę. I tak to wszystko na nic. Nigdy nie będę jego! NIGDY! Nie będę jego kolejną panienką, zdobyczą, zabawką...  I jestem niemożliwie usatysfakcjonowana tym faktem. Bo najprawdopodobniej jestem jedyną dziewczyną na tej planecie, wróć, na całym wszechświecie, której Stefan Salvatore nie może mieć. O nie... Powiedziałam to imię.
____________
Witajcie ;D
Przepraszam, że tak bez wyjaśnień zawiesiłam bloga, ale po prostu musiałam.
Nie miałam w ogóle pomysłu na dalsze rozdziały, dlatego postanowiłam odpocząć.
W tym czasie zmieniłam trochę fabułę, która o wiele bardziej mi się podoba.
Mam nadzieję, że wam również :*