sobota, 18 lipca 2015

Chapter 1

 

     Ze snu wybudził mnie budzik, ustawiony na godzinę siódmą. Przeciągnęłam się. Poniedziałek. Znowu szkoła. Niestety. Na szczęście nie mam problemów z nauką, jestem wzorową uczennicą, więc źle nie ma. Zniechęca mnie tylko wczesne wstawanie.
     Weszłam do łazienki, umyłam twarz i zęby, przeczesałam włosy. Jak zwykle niezadowolona z ich ułożenia, podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej ulubione czarne leginsy i ciemnofioletową bluzkę z długim rękawem. Na dworze było dosyć chłodno. W końcu mieliśmy jesień. Uwielbiam tą porę roku.
     Deszcz. Gdy krople uderzają w szyby, wszędzie mokro, a ja siedzę sobie w domku przykryta kocem, czytając książkę. Kolorowe Liście. Lubię chodzić na spacery do parku, gdy leżą one dookoła mnie o wszelakich barwach. Wszędzie czuć tą pozytywną energię. Wystarczy tylko, że usiądę na trawie, obsypanej liśćmi, a od razu robi mi się lepiej.
     Gdy się ubrałam, poszłam obudzić mojego o rok starszego brata. To było moje codzienne zadanie. Zawsze miał trudności z wstawaniem, a szczególnie w te szkolne dni. Gdyby nie ja, wstawałby po piętnastej. A już i tak ma dużo zaległości. Zamiast się uczyć, gra w piłkę. To jego pasja. To właśnie dlatego przyjaźni się ze Stefanem. Łączy ich zamiłowanie do sportu.
     Gdy otworzyłam drzwi jego pokoju, uderzył we mnie powiew nieświeżego powietrza. Co za syf. Wszędzie leżą ubrania, talerze z resztkami jedzenia, puszki po piwie i inne śmierdzące przedmioty. Ohyda. Nie rozumiem jak on może żyć w takim śmietniku.
    Zniesmaczona, podeszłam do jego łóżka.
    - JER!! - krzyknęłam.
    Nic. No cóż, sam się prosi. Pobiegłam do kuchni po garnek, napełniłam go lodowatą wodą i wróciłam do pokoju brata. Zamachnęłam się i wylałam na niego całą zawartość. Momentalnie wstał oszołomiony. Spojrzał na mnie. W jego oczach widziałam wściekłość. Śmiejąc się, uciekłam z dala od niego.
    Wróciłam do swojego pokoju po torbę, po czy m zeszłam na dół, zjeść śniadanie, które codziennie wyglądało tak samo - płatki owsiane z owocami. Nigdy nie próbowałam zmienić tego upodobania. Nie potrafiłabym. Nic innego nie przeszłoby mi rano przez gardło. Gdy opróżniłam miseczkę, do kuchni wszedł Jeremy.
    - Jeszcze pożałujesz - odparł z chytrym uśmieszkiem i zapełnił całą miskę płatkami czekoladowymi.
    - Już się boję - zaśmiałam mu się w twarz i wyszłam z pomieszczenia.
    Ubrałam moje ulubione, szare trampki, na ramiona zarzuciłam kurtkę i wyszłam z domu. Do szkoły musiałam iść pieszo. Niestety zepsuł mi się samochód. Jerr odbierze go dopiero po szkole. Mogłabym jechać z nim, ale przez poranny incydent mam u niego przechlapane.
    Będąc pod szkołą, ujrzałam auto Salvatorów, wjeżdżające na parking. Czarne Audi R8. Bonnie i Stefan. Moja przyjaciółka i facet, którego nienawidzę. Obydwoje wysiedli z auta w tym samym momencie. Podeszłam do nich.
    - Cześć kociaku - rzucił w moją stronę szatyn, ściągając czarne okulary. Prychnęłam.
    - Hej Bonnie - powiedziałam, ignorując go.
     Chociaż miałam ochotę do niego podejść i go pocałować. Czy ja naprawdę o tym pomyślałam? Niestety, taka była prawda. Musiałam to przyznać - jest zabójczo przystojny. Najgorętsze ciacho w szkole.
     Jednak nigdy bym się do tego otwarcie przyznała, a co dopiero pocałowała. Nie chcę być jego kolejną panienką. Otóż to, panienką. On nie ma dziewczyny. Obściskuje się z którą popadnie, a nawet więcej. Krążą plotki, że zaliczył już osiemdziesiąt procent dziewczyn z naszej szkoły. Ja znajduję się w tych dwudziestu. I tak pozostanie. Nigdy nie będę należeć do tych pustych laleczek.
      - Hej - dźwięk, który dotarł do moich uszu, sprawił, że się skrzywiłam.
     Podeszła do nas jedna z idiotek, które lecą Salvatore'a, Caroline. Uważa się za najseksowniejszą laskę w szkole. Jednak ja uważam, że jest wręcz przeciwnie.
    Stanęła przed Stefanem, wspięła się na palce i zaczęła się z nim całować. Odwróciłam wzrok. Coś mnie zabolało. Zdziwiło mnie to uczucie. Przecież ja tego pajaca nienawidzę. A tu co? Zazdrość, ból, smutek. Ogarnij się Gilbert. Natychmiast się mentalnie spoliczkowałam.
      Chłopak oderwał się od niej i posłał jej promienny uśmiech. Złapał ją za rękę i ruszył w stronę szkoły. Caroline przez cały czas spoglądała na mnie złowrogo. Westchnęłam. Znowu zaczyna.
      Razem z Bonnie pomaszerowałyśmy do budynku. Pierwszą lekcję miałyśmy osobno. Języki. Ja chodziłam na włoski, a Bonnie na francuski. Niestety tą lekcję miałam ze Stefanem. Weszłam do klasy i usiadłam w swojej ławce. Po chwili dołączył do mnie mój jedyny przyjaciel, Damon. Był przyszywanym kuzynem Salvatorów. Stefan go nie trawił, za to Bonnie uwielbiała. Ja zresztą również. Brunet, posłał mi szeroki uśmiech.
     - Cześć - przywitał się.
     - Cześć.
      Zadzwonił dzwonek. Wszyscy usiedli. Do klasy weszła pani Falcone. Była rodowitą włoszką i dobrą nauczycielką.
     - Buongiorno - przywitała się. Odpowiedzieliśmy jej chórkiem.
     Nagle poczułam, że coś we mnie uderzyło. Odwróciłam się. Ujrzałam Stefana, mrugającego do mnie. Przekręciłam oczami i spojrzałam na podłogę. Leżała tam zmięta karteczka. Podniosłam ją i rozwinęłam.
     
                                              Wyglądasz dzisiaj bardzo sexy  ~S.

     Pokręciłam głową. Wiedziałam, że nie mam co liczyć na jeden dzień spokoju. Musiał znowu zacząć tę swoją chorą gierkę. Nie mógł odpuścić? Czy ja naprawdę proszę o tak wiele? Jeden dzień. Jeden dzień, proszę.
     - Co tam masz? - usłyszałam szept Damona.
     - Stefan znowu posyła mi te idiotyczne liściki - syknęłam ze złością, gniotąc przy tym kartkę.

2 komentarze:

  1. Tyśka zaczyna się interesować TVD więc przeczyta i wróci xD ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    No nie mogę się doczekac next.
    Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń