sobota, 15 sierpnia 2015

Chapter 3


      Szłam pustym korytarzem szkoły. Było tu jakoś inaczej. Cicho. Zbyt cicho. W powietrzu dało się wyczuć coś niepokojącego. Nie umiałam jednak wytłumaczyć co to takiego. Byłam jednak przekonana, że było to złe. Bardzo złe. 
     W horrorach główni bohaterowie, w sytuacjach takich jak ta, szukają źródła. Źródła tego wszystkiego. Zaglądają do różnych pokoi, szaf, piwnic do których od dawna nie zaglądali. Gdy to oglądamy, dziwimy się co z nimi jest. Sami pakują się w kłopoty. Ja na ich miejscu poszłabym do łóżka i siedziałabym pod pościelą, czekając tak długo, aż to wszystko by się skończyło. Aczkolwiek nie dzisiaj.
     Właśnie sama znalazłam się w takim horrorze. Musiałam zajrzeć do jednej z sal. Powoli otwierałam drzwi. Na szczęście nikogo w środku nie znalazłam. 
     Odwróciłam się na pięcie i wtedy go zobaczyłam. Krzyknęłam przerażona niespodziewanym spotkaniem. Przede mną stał Stefan. Potwornie mnie przeraził. Chciałam go uderzyć żartobliwie w ramię, ale zamiast tego spojrzałam na jego ręce. Były całe z krwi. Pragnęłam zapytać co się stało. Nie mogłam. Stałam sparaliżowana strachem. Nagle chłopak złapał mnie zakrwawioną ręką i pociągnął do środka sali. Zamknął za nami drzwi.
     Schowaliśmy się pod jednym ze stolików. Nie odzywaliśmy się do siebie. Siedzieliśmy tam po prostu i czekaliśmy. Po chwili drzwi się uchyliły. Bałam się spojrzeć w tamtą stronę. Zamiast tego popatrzyłam na twarz Stefana. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Wypowiedział nieme przepraszam i w tym momencie... się obudziłam.

    Wstałam raptownie na łóżku, od razu otwierając szeroko oczy. Serce waliło mi jak oszalałe. To tylko sen, uspokajałam się, to był tylko sen. Wzięłam głęboki oddech, a zaraz potem znowu podskoczyłam na łóżku jak oparzona - tym razem dlatego, że zadzwonił budzik.  
    Na szczęście dzisiaj jest piątek. Ostatni dzień szkoły w tym tygodniu. Jutro nareszcie będę mogła się wyspać. Przeciągnęłam się i wyskoczyłam spod pościeli. Skierowałam się do mojej szafy. Ubrałam zwykłe dżinsy rurki oraz sweter w biało-czarne paski ze skórzanymi rękawami. Rozczesałam włosy, umyłam zęby i poszłam do pokoju mojego brata. Nikogo tam nie było. Pewnie został u Vicky na noc. 
     Będąc w kuchni zjadłam śniadanie, zabrałam torbę i ruszyłam do szkoły. 
     Jak zawsze czekałam na parkingu na Bonnie. Ujrzałam lśniące czernią auto Salvatorów, które z pomrukiem przejechało przez parking, szukając miejsca. Poruszyło się wolno jak pantera podkradająca się do ofiary.
     Wreszcie samochód się zatrzymał i drzwi się otworzyły. Ku mojemu zaskoczeniu wysiadł z niego tylko Stefan. Chłopak miał na sobie sprane dżinsy, które przylegały mu do nóg jak druga skóra, obcisły T-shirt i skórzaną kurtkę o niezwykłym kroju. Na nosie jak zwykle miał czarne okulary przeciwsłoneczne, chociaż niebo było zachmurzone. 
     - Gdzie Bonnie? - zapytałam, podchodząc do niego. 
     - Nie przyjdzie, źle się czuje - odparł.
     W tym momencie dołączyła do nas Meredith. Była ode mnie wyższa o kilka centymetrów. Jej brązowe włosy spływały kaskadą po jej plecach, sięgając trochę poniżej łopatek. Niebieskie oczy spoglądały nieufnie, gdy do mnie podchodziła.
     Przywitała się chłodno i natychmiast się ode mnie odsunęła. Zaskoczyło mnie to. Podchodząc do Stefana, zmierzwiła puszyste włosy i się uśmiechnęła. Jej oczy pobłyskiwały ożywieniem, a twarz się rozjaśniła.
     Pocałowała go w policzek, na co przewróciłam oczami.
     - Mer, mogę dzisiaj siedzieć z tobą na ekonomii?
     Dziewczyna od niechcenia przesunęła spojrzeniem po moim ciele, po czym odgarnęła za ucho błyszczące kasztanowe włosy.
     - Bonnie dzisiaj nie ma? - zdziwiła się. - Wcale jej się nie dziwię. Też mam cię już dość - warknęła.
     Spojrzałam na nią zaskoczona. Zdziwił mnie jad w jej głosie. Nie przyjaźniłam się z nią, ale nigdy nie mogłam powiedzieć na nią złego słowa. Miałam ją za dobrą koleżankę, do której szłam w razie potrzeby. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywała.
      Wtedy spojrzałam na szatyna. Musiała zauważyć, że coś do mnie ma i pomyślała, że stałam się dla niej kimś w rodzaju rywalki. Zaśmiałam się w duchu.
       Zignorowałam ją i miałam odejść, gdy Stefan złapał mnie za łokieć i obrócił przodem do siebie. Spojrzałam na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy.
       - Przemyślałaś moje zaproszenie? - zapytał.
       Mimowolnie przebiegłam wzrokiem po Meredith. Zdumiała mnie wrogość jaką w niej zobaczyłam. Nie potrafiłam zrozumieć, jak jeden chłopak mógł zepsuć nasze dotychczasowe stosunki.
       - Tak - odparłam.
       - To przyjadę po ciebie...
       - Ale ja nigdzie z tobą nie pójdę - przerwałam mu. Zmarszczył brwi - idę z Damonem. - i Bonnie, ale tego już nie powiedziałam. Spiął ciało. 
       - Nigdzie z nim nie pójdziesz - syknął.
       - A właśnie, że tak! - krzyknęłam, odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam do szkoły z dumnie uniesioną głowie. Nie będzie mi niczego zabraniał. Co on sobie myśli. Pajac jeden. 
      Wytrącona z równowagi zachowaniem pana "idealnego" ruszyłam na lekcje.
      - Hej Elena! - zawołał Damon, próbujący mnie dogonić. - Dlaczego tak się spieszysz? Nigdy ci się to nie zdarzało.
      - Zgadnij! - syknęłam. Nie przejmowałam się tym, że jestem niemiła. On zrozumie.
      - Stefan... - to nie było pytanie. On wiedział, że tylko jego "uroczy" kuzyn może doprowadzić mnie do takiego stanu.
       Dalej szliśmy w ciszy. Przez cały dzień Stefan w ogóle mi nie dokuczał. Kilka razy przeszedł obok mnie i nawet na mnie nie spojrzał. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni tak się zachowywał. Wyglądało to tak, jakby mnie unikał. Może się obraził? Czyżby aż tak bardzo mu zależało, żebym z nim poszła na ten bal? Nie... Pewnie znowu bawi się w tą swoją gierkę. Myśli, że mi będzie smutno, bo się w ogóle nie odzywa. HA. Nie ze mną takie numery. Ja się z tego powodu cieszę. Chociaż trochę brakuję mi tych jego docinek. Elena!
   
***

      Została mi tylko godzina do balu. Biegałam po całym domu. Sześćdziesiąt minut to na prawdę mało czasu. Tak naprawdę mam tylko pół godziny, ponieważ wtedy przychodzą po mnie Bonnie i Damon.
     Miałam założoną suknię prostą, jednak efektowną. Była szkarłatna. Ogromny dekolt i wycięte plecy odsłaniały moją kremową skórę tak, by lśniła złociście w słońcu. Suknia ciasno opinała moją sylwetkę, ale z jednej strony miała długie rozcięcie, by można było w niej swobodnie chodzić i tańczyć. Miałam na sobie diamentowy kołnierz na linii dekoltu, diamentowe bransolety na nadgarstki i ramię oraz zawieszkę. Cała biżuteria była pamiątką po mamie. Lubiła różne błyskotki. Te, podarował jej tata na dziesiątą rocznicę ich ślubu.
      Wszystkie te klejnoty lśniły w blasku słońca, od czasu do czasu, przebłyskując różnymi niespodziewanymi barwami, zupełnie jak fajerwerki. Włosy lekko natapirowałam i podpięłam delikatnie u góry. Właśnie kończyłam robić makijaż, który nie był zbyt mocny. Nie będę się malować jak te wszystkie "lalunie" Stefana.
     Stefan... On też tam będzie. Skoro mu odmówiłam, znajdzie sobie inną. Na pewno Caroline. Ona jest królową ich wszystkich. Główna cheerleaderka. Nie wiem dlaczego, ale poczułam nieznane ukłucie w sercu. Zazdość. Co? To nie możliwe. Nie mogę być zazdrosna o tego idiotę. A co jeśli się się w nim zakochuję? Nie, tak nie może być. Będzie ze mną źle. A jeszcze będzie gorzej jeśli się dowie. Wykorzysta mnie, a potem porzuci. Mu tylko na tym zależy. Tylko dlaczego ja? Ma pełno tych swoich panienek. Do czego ja mu jestem jeszcze potrzebna?
     Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie moi przyjaciele. Poszłam otworzyć. Nie myliłam się. Wyglądali przepięknie. Damon miał na sobie zwykły, czarny garnitur. Jednak prezentował się w nim zjawiskowo, jak nie on. Już bez niego był bardzo przystojny, a teraz to już jest zabójczy. Żadna dziewczyna nie będzie mogła oderwać od niego wzroku.
    Sukienka Bonnie została uszyta ze srebrzystego materiału, który zamieniał barwę w zależności od oświetlenia, ale pozostawał zawsze pastelowy. Wewnątrz suknia przybierała księżycową barwę, a na zewnątrz nabierała różowej poświaty. Dodatki - pas, naszyjnik, bransoletki, kolczyki i pierścienie - zostały wykonane z białych opali. Włosy podpięła i zebrała w jedną masę, by odsłonić twarz. Wyglądała cudownie.
     - Idziemy? - zapytałam.
_______
Przepraszam was, że tak długo rozdziału nie było :(
Miałam go już napisanego, ale z powodu braku internetu (byłam na wakacjach w hotelu, gdzie internet był tak słaby, że mogłam co najwyżej go wyłączyć) nie mogłam go opublikować.

3 komentarze:

  1. Jej, w końcu. Czekałam na ten rozdział
    cudo

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    Czekam na next <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja, ale mnie denerwuje ten Stefan. Teraz to on jest takim dupkiem (a przecież dupków się uwielbia i serialowo-książkowy Damon jest tego idealnym przykładem) i szczerze działa mi na nerwy. Mam nadzieję, że Elena nawet z nim nie zatańczy na tym balu i doceni taką perełkę, jaką ma obok. Wybacz, wciąż zachwycam się Damonem. No cóż, uwielbiam go i uwielbiam o nim czytać. W każdym wydaniu :D
    Rozdział super, czytało się bardzo przyjemnie! Dodaję do obserwowanych i niecierpliwie czekam na więcej :)
    Tymczasem zapraszam również do siebie. Wszystkie trzy są o tematyce TVD, więc może przypadną CI do gustu:)
    [ http://blondwlosa-zagadka.blogspot.com/ ]
    [ http://wampirza-suka.blogspot.com/ ]
    [ http://everybody-loves-somebody.blogspot.com/ ]

    Pozdrawiam cieplutko,
    Chev :)

    OdpowiedzUsuń