Elena
Obudziłam się zlana potem. Śnił mi się O N. Nie pamiętam dokładnie w jakiej sytuacji. Pamiętam tylko te piękne oczy. Nieprzeniknione. Wpatrujące się we mnie intensywnie. Co najważniejsze - z uczuciem. Nierealnym.
Zsunęłam się z łóżka. Na chwiejnych nogach ruszyłam do łazienki. Stanęłam nad umywalką ze spuszczoną głową. Przemyłam twarz i dopiero wtedy ośmieliłam się spojrzeć we własne odbicie.
Wyglądałam okropnie. Miałam przekrwione, zapadnięte oczy i czerwony nos.
Musiałam jakoś to zakryć. Sięgnęłam po kosmetyki. Po kilkunastu minutach mogłam stwierdzić, że jest lepiej. Chociaż lepiej to nie znaczy dobrze.
Nadal nie mogłam pozbyć się smaku jego miękkich ust, idealnie pasujących do moich. Ciekawe, czy w rzeczywistości również tak nieziemsko całuje.
Zacisnęłam oczy starając się nie rozkleić. Dopiero co doprowadziłam się do porządku. Rozczesałam włosy, umyłam zęby i weszłam z powrotem do mojego pokoju.
Ubrałam ciemne dżinsy, szary T-shirt i czarno-biały kardigan. Spojrzałam w wielkie lustro wiszące na wewnętrznej stronie drzwi szafy. Może być. Wyglądam normalnie. Jakby nic się nie stało. O to właśnie chodziło.
Aby patrząc na mnie, nikt nie widział jak cierpię. Wewnątrz mnie było już gorzej. Tam nie dało się mnie "poprawić".
Założyłam płaszcz, wzięłam torbę i nie jedząc śniadania - nic nie było w stanie przejść przez moje gardło - wyszłam z domu.
Powietrze było świeże i rześkie. Na drzewie przed moim domem jak zwykle siedziały ptaki. Uniosłam twarz w stronę czystego nieba i głęboko odetchnęłam. Czułam się już o niebo lepiej.
Będąc na drodze przypomniało mi się, że miałam obudzić mojego kochanego braciszka. Nie przejmowałam się tym za bardzo. I tak by pewnie został w domu.
Do szkoły dojechałam niezwykle szybko. Nie zwracałam uwagi na prędkość. O N zbytnio mnie rozpraszał.
Wysiadłam z auta i wolno ruszyłam w kierunku budynku. Skierowałam się pod klasę, w której aktualnie miałam mieć lekcję - jedyną, której nie miałam ze Stefanem.
Nauczycielka widząc, że już jestem, otworzyła ją dla mnie i zostawiła samą.
- Elena, odpowiesz mi wreszcie?!
Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, starając się skupić na głosie przyjaciółki.
- Mówi... Mówiłaś coś?
- Od kilku minut tu stoję i próbuję się przebić przez twoje otępienie. Powiesz mi co się stało, że jesteś taka nieobecna?
W tym momencie zadzwonił dzwonek. Ucieszyłam się. Nie miałam ochoty jej teraz wszystkiego tłumaczyć.
Przez całą lekcję nie potrafiłam się skupić. Rozmyślałam nad tym, jak dam sobie radę na angielskim, który miałam - spojrzałam na zegar, wiszący nad tablicą - za niecałe piętnaście minut. Miałam siedzieć na niej ze Stefanem. Bonnie i Damon byli w innej grupie językowej. Nie mogłam się przesiąść, wszystkie inne ławki były zajęte.
Zadzwonił dzwonek. Nie czekając na przyjaciółkę, spakowałam książki i wyszłam z pomieszczenia. Doszłam do klasy, w której miałam mieć kolejną lekcję.
Gdy tylko weszłam do sali, ktoś zagrodził mi drogę. Nie musiałam nawet patrzeć na twarz tego kogoś, bo doskonale wiedziałam kim on jest. Stefan.
Nie wiedziałam skąd, ale w tym momencie moje ciało wypełniła nienawiść. Cała sympatia do niego się ulotniła.
- Przepraszam, chcę przejść - odparłam chłodnym tonem, unosząc wysoko głowę.
- A gdzie "cześć"?
- Cześć - powiedziałam. - A teraz mnie przepuść.
- Elena... - zaczął, ale nie dałam mu szansy na dokończenie.
Usiadłam na krześle, a torbę położyłam na ławce i sięgnęłam do niej, aby wyjąć książkę, piórnik i zeszyt.
Zadzwonił dzwonek, obwieszczający koniec przerwy. Kątem oka spostrzegłam, że Stefan właśnie usiadł obok mnie. Odłożyłam torbę na podłogę, po czym otworzyłam książkę i zaczęłam udawać, że się uczę. W rzeczywistości modliłam się, by Stefan nie zaczął do mnie mówić. Jednak moje modły na nic się nie zdały.
- Elena, to co się między nami wydarzyło na balu...
- Nie ma o czym mówić - ucięłam.
Nie zwracając uwagi na moje słowa i na nauczyciela, zaczynającego nowy temat, kontynuował szeptem:
- Podobało mi się.
- Już mówiłam, ale powtórzę to jeszcze raz - Spojrzałam mu w oczy. - Nie ma o czym mówić - powiedziałam, akcentując każde słowo.
Spojrzał na mnie, nie rozumiejąc o co mi chodzi. Ja natomiast odwróciłam się i uparcie starałam się skupić na czytanym tekście. Nic z z niego nie rozumiałam. Wszystko zlewało się w jedno słowo. Stefan.
Już zapomniałam jak bardzo go kiedyś nie znosiłam. Zaczęły do mnie przypływać obrazy sprzed kilku lat.
Elena
Był piękny, słoneczny dzień. Sobota - dzień wolny od szkoły. Razem z Bonnie wylegiwałyśmy się na leżakach na tyłach jej domu. Moja przyjaciółka ma ogromny basen. Prawie zasypiałam, gdy doznałam wstrząsu, spowodowanego tym, że moje rozgrzane ciało spotkało się właśnie z zimną wodą.
Podniosłam głowę, chcąc się dowiedzieć, kto był tego sprawcą. Ujrzałam Stefana tarzającego się ze śmiechu po trawie. No tak, mogłam się domyślić, że to był On.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam.
- Wyglądasz seksownie w tym mokrym stroju - oznajmił, nie odpowiadając na moje pytanie.
Nienawidziłam go. Zamiast zwyczajnie porozmawiać, mówił mi jaka to jestem seksowna i chętnie wziąłby mnie teraz, ale, że aktualnie w jego domu są jego rodzice to nic z tego.
Niedoczekanie jego. Jeśli myśli, że stanie koło mnie, zatrzepocze tymi swoimi rzęsami i uśmiechnie się tym swoim szelmowskim uśmiechem, a ja zrobię wszystko, o co tylko mnie poprosi to się grubo myli! Nie jestem jak te jego "panieneczki".
Dziwiłam się, że nie leżał już martwy od uderzeń mojego brata Jeremy'ego, który za każdym razem, gdy z ust Stefana padały podobne propozycje, zaczynał okładać go pięściami.
- Panno Gilbert? - z zamyślenia wyrwał mnie głos nauczyciela. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Tak, panie Saltzman?
- Możesz odpowiedzieć na moje pytanie?
Cholera. A o co on się w ogóle pyta? Rozejrzałam się po klasie? Od razu napotkałam wbite we mnie spojrzenie Stefan'a. Przyglądał mi się ze smutkiem.
- Panno Gilbert? - powtórzył zniecierpliwiony nauczyciel.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - odparłam, spuszczając wzrok.
- Właśnie widzę. Spróbuj bardziej skupić się na lekcji - powiedział, po czym wrócił do prowadzenia zajęć.
Usiadłam prosto, oparłam ręce na ławce i starałam skupić się na lekcji.
W końcu zadzwonił dzwonek. W szybkim tempie się spakowałam i wybiegłam z klasy, zanim mój kolega z ławki zdążył mnie zatrzymać.
Przez cały czas jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Podobało mi się. Nie mógł po prostu powiedzieć, że jednak to nie jest to, czego oczekiwał?
Damon
Był piękny dzień, jak na późną jesień. Słońce świeciło, wiatr był ledwo wyczuwalny.
Zrobiłem sobie dzień wolnego od szkoły, ponieważ stwierdziłem, że nie zniosę widoku Eleny i Stefana razem. Jakie było moje zdziwienie, gdy Bonnie zadzwoniła do mnie i powiedziała, że moja druga najlepsza przyjaciółka jest załamana.
Przez kogo? Przez mojego kochanego kuzyna, który podobno wczoraj przywiózł ze sobą do domu Gilbert'ów jakąś laskę. Dupek...
Jechałem do centrum handlowego. Byłem spóźniony o kilka minut. Mam nadzieję, że Katherine nie będzie zła.
Spojrzałem na swój ubiór. Sprane dżinsy, które przylegały do nóg jak druga skóra, obcisły T-shirt i skórzana kurtka wydawały się być odpowiednie.
W końcu dojechałem na miejsce. Zostawiłem samochód na parkingu i nie oglądając się za siebie, pobiegłem w stronę wejścia do galerii. Nie zauważyłem nigdzie znanej dziewczyny. Może pomyślała, że ja wystawiłem i wróciła do domu? Nie mogłem się dłużej nad tym zastanowić, bo ujrzałem zdyszaną szatynkę, idącą w moją stronę.
- Cześć Damon - powiedziała, uśmiechając się szeroko.
- Witaj Kath - odpowiedziałem, całując ją w policzek.
Na jej twarzy wykwitł rumieniec. Do twarzy jej w nim.
- Bardzo cię przepraszam za spóźnienie.
- Nic się nie stało. Sam właśnie tu dotarłem. Idziemy?
Pokiwała głową. Weszliśmy do galerii i skierowaliśmy się w stronę kawiarni. Powitało nas zatłoczone pomieszczenie. Usiedliśmy przy jedynym wolnym stoliku.
Zamówiliśmy po kawie z syropem klonowym. Po kilku minutach gorące napoje stały przed nami. Zastanawiałem się jak przerwać ciszę, gdy szatynka pierwsza odezwała się do mnie. Nie odrywając wzroku od szklanki zapytała:
- Damon, poszedłbyś ze mną w piątek na imprezę do znajomego?
Podniosłam głowę, chcąc się dowiedzieć, kto był tego sprawcą. Ujrzałam Stefana tarzającego się ze śmiechu po trawie. No tak, mogłam się domyślić, że to był On.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam.
- Wyglądasz seksownie w tym mokrym stroju - oznajmił, nie odpowiadając na moje pytanie.
Nienawidziłam go. Zamiast zwyczajnie porozmawiać, mówił mi jaka to jestem seksowna i chętnie wziąłby mnie teraz, ale, że aktualnie w jego domu są jego rodzice to nic z tego.
Niedoczekanie jego. Jeśli myśli, że stanie koło mnie, zatrzepocze tymi swoimi rzęsami i uśmiechnie się tym swoim szelmowskim uśmiechem, a ja zrobię wszystko, o co tylko mnie poprosi to się grubo myli! Nie jestem jak te jego "panieneczki".
Dziwiłam się, że nie leżał już martwy od uderzeń mojego brata Jeremy'ego, który za każdym razem, gdy z ust Stefana padały podobne propozycje, zaczynał okładać go pięściami.
- Panno Gilbert? - z zamyślenia wyrwał mnie głos nauczyciela. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Tak, panie Saltzman?
- Możesz odpowiedzieć na moje pytanie?
Cholera. A o co on się w ogóle pyta? Rozejrzałam się po klasie? Od razu napotkałam wbite we mnie spojrzenie Stefan'a. Przyglądał mi się ze smutkiem.
- Panno Gilbert? - powtórzył zniecierpliwiony nauczyciel.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - odparłam, spuszczając wzrok.
- Właśnie widzę. Spróbuj bardziej skupić się na lekcji - powiedział, po czym wrócił do prowadzenia zajęć.
Usiadłam prosto, oparłam ręce na ławce i starałam skupić się na lekcji.
W końcu zadzwonił dzwonek. W szybkim tempie się spakowałam i wybiegłam z klasy, zanim mój kolega z ławki zdążył mnie zatrzymać.
Przez cały czas jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Podobało mi się. Nie mógł po prostu powiedzieć, że jednak to nie jest to, czego oczekiwał?
Damon
Był piękny dzień, jak na późną jesień. Słońce świeciło, wiatr był ledwo wyczuwalny.
Zrobiłem sobie dzień wolnego od szkoły, ponieważ stwierdziłem, że nie zniosę widoku Eleny i Stefana razem. Jakie było moje zdziwienie, gdy Bonnie zadzwoniła do mnie i powiedziała, że moja druga najlepsza przyjaciółka jest załamana.
Przez kogo? Przez mojego kochanego kuzyna, który podobno wczoraj przywiózł ze sobą do domu Gilbert'ów jakąś laskę. Dupek...
Jechałem do centrum handlowego. Byłem spóźniony o kilka minut. Mam nadzieję, że Katherine nie będzie zła.
Spojrzałem na swój ubiór. Sprane dżinsy, które przylegały do nóg jak druga skóra, obcisły T-shirt i skórzana kurtka wydawały się być odpowiednie.
W końcu dojechałem na miejsce. Zostawiłem samochód na parkingu i nie oglądając się za siebie, pobiegłem w stronę wejścia do galerii. Nie zauważyłem nigdzie znanej dziewczyny. Może pomyślała, że ja wystawiłem i wróciła do domu? Nie mogłem się dłużej nad tym zastanowić, bo ujrzałem zdyszaną szatynkę, idącą w moją stronę.
- Cześć Damon - powiedziała, uśmiechając się szeroko.
- Witaj Kath - odpowiedziałem, całując ją w policzek.
Na jej twarzy wykwitł rumieniec. Do twarzy jej w nim.
- Bardzo cię przepraszam za spóźnienie.
- Nic się nie stało. Sam właśnie tu dotarłem. Idziemy?
Pokiwała głową. Weszliśmy do galerii i skierowaliśmy się w stronę kawiarni. Powitało nas zatłoczone pomieszczenie. Usiedliśmy przy jedynym wolnym stoliku.
Zamówiliśmy po kawie z syropem klonowym. Po kilku minutach gorące napoje stały przed nami. Zastanawiałem się jak przerwać ciszę, gdy szatynka pierwsza odezwała się do mnie. Nie odrywając wzroku od szklanki zapytała:
- Damon, poszedłbyś ze mną w piątek na imprezę do znajomego?
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3
Rozdział jak zwykle wspaniały!
OdpowiedzUsuńElena ma mieszane uczucia, a Stefan.... ugh szkoda gadać.
Naprawdę, dziewczyno masz talent!
Życzę dużo weny!
Buziaki
Ally Anne