sobota, 24 października 2015

Chapter 8




Elena

     Obudziłam się zlana potem. Śnił mi się O N. Nie pamiętam dokładnie w jakiej sytuacji. Pamiętam tylko te piękne oczy. Nieprzeniknione. Wpatrujące się we mnie intensywnie. Co najważniejsze - z uczuciem. Nierealnym.
     Zsunęłam się z łóżka. Na chwiejnych nogach ruszyłam do łazienki. Stanęłam nad umywalką ze spuszczoną głową. Przemyłam twarz i dopiero wtedy ośmieliłam się spojrzeć we własne odbicie.
      Wyglądałam okropnie. Miałam przekrwione, zapadnięte oczy i czerwony nos.
       Musiałam jakoś to zakryć. Sięgnęłam po kosmetyki. Po kilkunastu minutach mogłam stwierdzić, że jest lepiej. Chociaż lepiej to nie znaczy dobrze.
       Nadal nie mogłam pozbyć się smaku jego miękkich ust, idealnie pasujących do moich. Ciekawe, czy w rzeczywistości również tak nieziemsko całuje.
       Zacisnęłam oczy starając się nie rozkleić. Dopiero co doprowadziłam się do porządku. Rozczesałam włosy, umyłam zęby i weszłam z powrotem do mojego pokoju.
       Ubrałam ciemne dżinsy, szary T-shirt i czarno-biały kardigan. Spojrzałam w wielkie lustro wiszące na wewnętrznej stronie drzwi szafy. Może być. Wyglądam normalnie. Jakby nic się nie stało. O to właśnie chodziło.
        Aby patrząc na mnie, nikt nie widział jak cierpię. Wewnątrz mnie było już gorzej. Tam nie dało się mnie "poprawić".
       Założyłam płaszcz, wzięłam torbę i nie jedząc śniadania - nic nie było w stanie przejść przez moje gardło - wyszłam z domu.
       Powietrze było świeże i rześkie. Na drzewie przed moim domem jak zwykle siedziały ptaki. Uniosłam twarz w stronę czystego nieba i głęboko odetchnęłam. Czułam się już o niebo lepiej.
      Będąc na drodze przypomniało mi się, że miałam obudzić mojego kochanego braciszka. Nie przejmowałam się tym za bardzo. I tak by pewnie został w domu.
         Do szkoły dojechałam niezwykle szybko. Nie zwracałam uwagi na prędkość. O N zbytnio mnie rozpraszał.
        Wysiadłam z auta i wolno ruszyłam w kierunku budynku. Skierowałam się pod klasę, w której aktualnie miałam mieć lekcję - jedyną, której nie miałam ze Stefanem.
        Nauczycielka widząc, że już jestem, otworzyła ją dla mnie i zostawiła samą.
     
       - Elena, odpowiesz mi wreszcie?!
        Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, starając się skupić na głosie przyjaciółki.
        - Mówi... Mówiłaś coś?
        - Od kilku minut tu stoję i próbuję się przebić przez twoje otępienie. Powiesz mi co się stało, że jesteś taka nieobecna?
        W tym momencie zadzwonił dzwonek. Ucieszyłam się. Nie miałam ochoty jej teraz wszystkiego tłumaczyć.
         Przez całą lekcję nie potrafiłam się skupić. Rozmyślałam nad tym, jak dam sobie radę na angielskim, który miałam - spojrzałam na zegar, wiszący nad tablicą - za niecałe piętnaście minut. Miałam siedzieć na niej ze Stefanem. Bonnie i Damon byli w innej grupie językowej. Nie mogłam się przesiąść, wszystkie inne ławki były zajęte.
         Zadzwonił dzwonek. Nie czekając na przyjaciółkę, spakowałam książki i wyszłam z pomieszczenia. Doszłam do klasy, w której miałam mieć kolejną lekcję.
      Gdy tylko weszłam do sali, ktoś zagrodził mi drogę. Nie musiałam nawet patrzeć na twarz tego kogoś, bo doskonale wiedziałam kim on jest. Stefan.
      Nie wiedziałam skąd, ale w tym momencie moje ciało wypełniła nienawiść. Cała sympatia do niego się ulotniła.
      - Przepraszam, chcę przejść - odparłam chłodnym tonem, unosząc wysoko głowę.
      - A gdzie "cześć"?
      - Cześć - powiedziałam. - A teraz mnie przepuść.
      - Elena... - zaczął, ale nie dałam mu szansy na dokończenie.
     Usiadłam na krześle, a torbę położyłam na ławce i sięgnęłam do niej, aby wyjąć książkę, piórnik i zeszyt.
       Zadzwonił dzwonek, obwieszczający koniec przerwy. Kątem oka spostrzegłam, że Stefan właśnie usiadł obok mnie. Odłożyłam torbę na podłogę, po czym otworzyłam książkę i zaczęłam udawać, że się uczę. W rzeczywistości modliłam się, by Stefan nie zaczął do mnie mówić. Jednak moje modły na nic się nie zdały.
      - Elena, to co się między nami wydarzyło na balu...
      - Nie ma o czym mówić - ucięłam.
      Nie zwracając uwagi na moje słowa i na nauczyciela, zaczynającego nowy temat, kontynuował szeptem:
      - Podobało mi się.
      - Już mówiłam, ale powtórzę to jeszcze raz - Spojrzałam mu w oczy. - Nie ma o czym mówić - powiedziałam, akcentując każde słowo.
       Spojrzał na mnie, nie rozumiejąc o co mi chodzi. Ja natomiast odwróciłam się i uparcie starałam się skupić na czytanym tekście. Nic z z niego nie rozumiałam. Wszystko zlewało się w jedno słowo. Stefan.
       Już zapomniałam jak bardzo go kiedyś nie znosiłam. Zaczęły do mnie przypływać obrazy sprzed kilku lat.


Elena

     Był piękny, słoneczny dzień. Sobota - dzień wolny od szkoły. Razem z Bonnie wylegiwałyśmy się na leżakach na tyłach jej domu. Moja przyjaciółka ma ogromny basen. Prawie zasypiałam, gdy doznałam wstrząsu, spowodowanego tym, że moje rozgrzane ciało spotkało się właśnie z zimną wodą. 
      Podniosłam głowę, chcąc się dowiedzieć, kto był tego sprawcą. Ujrzałam Stefana tarzającego się ze śmiechu po trawie. No tak, mogłam się domyślić, że to był On. 
     - Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam.
     - Wyglądasz seksownie w tym mokrym stroju - oznajmił, nie odpowiadając na moje pytanie. 
     Nienawidziłam go. Zamiast zwyczajnie porozmawiać, mówił mi jaka to jestem seksowna i chętnie wziąłby mnie teraz, ale, że aktualnie w jego domu są jego rodzice to nic z tego. 
     Niedoczekanie jego. Jeśli myśli, że stanie koło mnie, zatrzepocze tymi swoimi rzęsami i uśmiechnie się tym swoim szelmowskim uśmiechem, a ja zrobię wszystko, o co tylko mnie poprosi to się grubo myli! Nie jestem jak te jego "panieneczki".
     Dziwiłam się, że nie leżał już martwy od uderzeń mojego brata Jeremy'ego, który za każdym razem, gdy z ust Stefana padały podobne propozycje, zaczynał okładać go pięściami.

      - Panno Gilbert? - z zamyślenia wyrwał mnie głos nauczyciela. Spojrzałam na niego zaskoczona.
      - Tak, panie Saltzman?
      - Możesz odpowiedzieć na moje pytanie?
      Cholera. A o co on się w ogóle pyta? Rozejrzałam się po klasie? Od razu napotkałam wbite we mnie spojrzenie Stefan'a. Przyglądał mi się ze smutkiem.
      - Panno Gilbert? - powtórzył zniecierpliwiony nauczyciel.
      - Przepraszam, zamyśliłam się. - odparłam, spuszczając wzrok.
      - Właśnie widzę. Spróbuj bardziej skupić się na lekcji - powiedział, po czym wrócił do prowadzenia zajęć.
       Usiadłam prosto, oparłam ręce na ławce i starałam skupić się na lekcji.
       W końcu zadzwonił dzwonek. W szybkim tempie się spakowałam i wybiegłam z klasy, zanim mój kolega z ławki zdążył mnie zatrzymać.
       Przez cały czas jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Podobało mi się. Nie mógł po prostu powiedzieć, że jednak to nie jest to, czego oczekiwał?
 

   Damon

      Był piękny dzień, jak na późną jesień. Słońce świeciło, wiatr był ledwo wyczuwalny.
      Zrobiłem sobie dzień wolnego od szkoły, ponieważ stwierdziłem, że nie zniosę widoku Eleny i Stefana razem. Jakie było moje zdziwienie, gdy Bonnie zadzwoniła do mnie i powiedziała, że moja druga najlepsza przyjaciółka jest załamana.
      Przez kogo? Przez mojego kochanego kuzyna, który podobno wczoraj przywiózł ze sobą do domu Gilbert'ów jakąś laskę. Dupek...
      Jechałem do centrum handlowego. Byłem spóźniony o kilka minut. Mam nadzieję, że Katherine nie będzie zła.
      Spojrzałem na swój ubiór. Sprane dżinsy, które przylegały do nóg jak druga skóra, obcisły T-shirt  i skórzana kurtka wydawały się być odpowiednie.
     W końcu dojechałem na miejsce. Zostawiłem samochód na parkingu i nie oglądając się za siebie, pobiegłem w stronę wejścia do galerii. Nie zauważyłem nigdzie znanej dziewczyny. Może pomyślała, że ja wystawiłem i wróciła do domu? Nie mogłem się dłużej nad tym zastanowić, bo ujrzałem zdyszaną szatynkę, idącą w moją stronę.
     - Cześć Damon - powiedziała, uśmiechając się szeroko.
     - Witaj Kath - odpowiedziałem, całując ją w policzek.
     Na jej twarzy wykwitł rumieniec. Do twarzy jej w nim.
     - Bardzo cię przepraszam za spóźnienie.
     - Nic się nie stało. Sam właśnie tu dotarłem. Idziemy?
     Pokiwała głową. Weszliśmy do galerii i skierowaliśmy się w stronę kawiarni. Powitało nas zatłoczone pomieszczenie. Usiedliśmy przy jedynym wolnym stoliku.
      Zamówiliśmy po kawie z syropem klonowym. Po kilku minutach gorące napoje stały przed nami. Zastanawiałem się jak przerwać ciszę, gdy szatynka pierwsza odezwała się do mnie. Nie odrywając wzroku od szklanki zapytała:
      - Damon, poszedłbyś ze mną w piątek na imprezę do znajomego?

sobota, 10 października 2015

Chapter 7

      Damon

      Gdy tylko mecz się skończył, Elena pobiegła w stronę Stefana. Poczułem lekkie ukłucie w sercu na ten widok. Chociaż nie był on tak mocny, jak ten, kiedy widziałem ich tańczących razem na balu u Lockwoodów.
       Sam nie do końca wiedziałem co do niej tak naprawdę czuję. Może to całe zakochanie sobie wymyśliłem? Bzdura. Zbeształem się w duchu. Nie potrafiłbym wymyślić czegoś takiego. Ale czy to uczucie trwało nadal?
       Byłem Jestem zakochany w Elenie. Wiem, że ona też mnie kocha. Ale nie w ten sposób. Jestem dla niej jak rodzina. Traktuje mnie identycznie jak Jeremy'ego, który jest jej bratem. Bez względu na okoliczności zawsze stała przy moim boku i mnie wspierała. Razem z moją kuzynką Bonnie. Nie wiem co bym zrobił bez tych dwóch cudownych dziewczyn.
    Ale jak to w życiu bywa, coś musiało pójść nie tak. Musiałem zakochać się w jednej z nich. Padło na Elenę. Chciałem to przerwać, zanim będzie za późno. Nie udało się. Zajęty własnym ja, zupełnie zapomniałem o towarzyszącej mi Kathrine.
     Spojrzałem na nią. Była piękna. Dzięki niej mógłbym zapomnieć o uczuciu, jakim darzę moją przyjaciółkę. Może warto spróbować? Mógłbym ją gdzieś zaprosić. Na przykład do mojego domu. Moich rodziców nie było, wyjechali na kilka dni.
      - Kath... - zacząłem. - Może chciałaby do mnie wpaść?
       Moja propozycja ją zaskoczyła. Przez chwilę siedziała cicho. Wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała.
       - Bardzo bym chciała, ale... - zająknęła się - dzisiaj nie dam rady - spuściła głowę. - Ale może jutro? - zapytała szybko, jakby się bała tego, że mógłbym się rozmyślić.
       - Spotkajmy się przed centrum handlowym. Możemy pójść na przykład na kawę. Co ty na to?
       - Wspaniale - uśmiechnęła się.
      Miała cudowny uśmiech.
       - Siedemnasta? - pokiwała głową. - Skoro z dzisiejszego spotkania nic nie będzie, to pozwól przynajmniej, że cię odwiozę.
       Zgodziła się. Poprowadziłem ją w stronę mojego samochodu i jak na dżentelmena przystało, otwarłem przed nią drzwi od strony pasażera. Obszedłem pojazd i usiadłem za kierownicą. Odpaliłem silnik i wyjechałem ze szkolnego parkingu.

     Elena
 
     Leżałam na łóżku i rozmyślałam nad wydarzeniami dzisiejszego dnia. Nadal czułam okropny ból. Tamten widok był jak cios w żołądek.
     Sama nie wiedziałam kiedy dokładnie się w nim zakochałam. Musiałam do niego już wcześniej coś czuć, a dopiero od czasu balu wszystkie moje uczucia wyszły na jaw. Wtedy sama przed sobą przyznałam się, że go kocham. Ale to nie zmienia faktu, że nigdy nie będę jego.
       Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Jak intruz snułam się po własnym domu. Bałam się spotkania ze Stefanem. Wiedziałam, że za niedługo tu przyjedzie, razem z Jeremy'm. Usiądą razem przed telewizorem, przyprowadzą jakieś cycate lale i się upiją. Tak świętują zwycięstwo. Zamiast gdzieś wyjść z całą drużyną, oni wolą zostać w naszym domu.
      Miałam cichą nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Obiekt moich westchnień przyjdzie sam, zaproponuje mi, żebym się do nich przysiadła.
      Siedziałam jak na szpilkach. W końcu się doczekałam. Gdy usłyszałam samochód wjeżdżający na nasz podjazd, szybko podbiegłam do okna. Z mojego pokoju miałam doskonały widok na front naszego domu.
      Przednie drzwi się otworzyły. Stefan i Jerr. Z początku myślałam, że są sami. Pomyliłam się. Podeszli do tylnich drzwi, każdy z innej strony i otworzyli je, pomagając dwóm dziewczynom wydostać się z auta.
      Znałam je. Są to dziewczyny ze starszych klas. Na widok Stefana trzymającego za rękę wysoką, szczupłą i zjawiskowo piękną brunetkę coś we mnie pękło.
      Myślałam, że przez bycie miłą, zrozumiał, iż postanowiłam dać mu szansę. Widocznie to nic dla niego nie znaczyło.
      W takim razie ja również będę się tak zachowywać. Będzie tak, jak dawniej. Powrócę do mojej postawy "nienawidzę cię Salvatore". Będzie to potwornie trudne, ale jakoś dam radę. Muszę. To jedyny sposób, bym mogła się od niego oddalić, spróbować zapomnieć. Doskonale wiedziałam, że on się nie zmieni... Dalej będzie zaliczał panienki, jedna za drugą. Zabawiałby się z innymi nawet wtedy, gdybyśmy byli parą. Znam go wystarczająco długo, by wiedzieć do czego jest zdolny. Nie chcę przez niego cierpieć.
      Łzy zaczęły spływać mi po policzku. Rzuciłam się na łóżko. Po chwili mój szloch zamienił się w płacz. Nawet nie pamiętam, kiedy zasnęłam.

***

     Ponownie znalazłam się na szkolnym boisku. Tym razem chłopacy mieli trening. Odwróciłam się w ich stronę i zobaczyłam, że Stefan mi się przygląda. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam iść w jego stronę. Kątem oka zauważyłam, że Caroline robi to samo. Przyspieszyłam. Dotarłam do niego pierwsza.
      Nie tracąc ani chwili, położyłam obie dłonie na jego policzkach i przyciągnęłam jego twarz do swojej. Gdy tylko nasze usta się spotkały, poczułam rozlewające się ciepło w moim sercu.
      Z początku mężczyzna stał jak sparaliżowany, nie za bardzo wiedząc co się dookoła niego dzieje. Po chwili jednak się otrząsnął i oddał pocałunek. Objął moją głowę, przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej.
      Wydałam cichy jęk, rozchylając wargi. On to natychmiast wykorzystał. Mój język niepewnie dołączył do niego. Jeszcze nigdy się tak nie całowałam. Byłam całkowicie bezradna. Jeszcze chwila, a nie będę mogła tego przerwać.
      Chwyciłam się resztek zdrowego rozsądku i powoli odsunęłam się od niego. Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie, po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę trybun, szeroko się uśmiechając.