sobota, 26 września 2015
Chapter 6
Elena
Było mi strasznie gorąco, pomimo tego, iż miałam na sobie krótkie spodenki i T-shirt. Byłam prawie spóźniona. Prawie. A to robi wielką różnicę. Muszę zdążyć na czas.
Jechałam drogą w stronę szkoły, która ciągnęła się w nieskończoność. No nie zdążę na ten mecz. Trzeba było posuwać się powoli, ponieważ akurat dzisiaj większość mieszkańców Mystic Falls oraz pobliskich miasteczek wybierało się tam gdzie ja.
Mecz otwarcia zaczynał się o szesnastej, a zegarek pokazywał, że zostało mi zaledwie piętnaście minut. Nie dotarłam nawet do wjazdu do szkoły, a musiałam znaleźć jeszcze wolne miejsce na parkingu. Później odnaleźć moją przyjaciółkę Bonnie, która pewnie siedziała już na trybunach i zastanawiała się, gdzie ja jestem.
Trochę się obawiam, nie jestem pewna czy dobrze postępuję. Przez cały czas powtarzałam, że nigdy nie będę jego, że go nienawidzę, a teraz będę próbowała go uwieść. Zachowuję się jak idiotka. Dam mu tą jedną szansę... Ale niech spróbuje to zniszczyć.
W końcu w zasięgu mojego wzroku pojawił się parking szkolny. Na moje szczęście od razu znalazłam wolne miejsce. Złapałam torebkę i pognałam ku trybunom. Były ogromne, stały po obu stronach murawy. Za nimi ustawione były reflektory.
Zaczęłam szukać wzrokiem mojej przyjaciółki. Wyszukiwałam jej w najdalszych częściach boiska.
- Kogo szukasz?
- Bonnie, nie strasz mnie - odparłam, próbując się uspokoić.
Siedziała tuż przede mną, a ja głupia jej nie zauważyłam. Obok niej był również Damon, który w tej chwili lustrował mnie wzrokiem.
- Świetnie wyglądasz - skomentował.
- Dziękuję - odpowiedziałam, siadając pomiędzy nimi.
Damon
Właśnie dosiadła się do nas Elena. Wyglądała pociągająco. Trudno było mi oderwać od niej wzrok. Jednak się do tego zmusiłem. Nie wolno mi się zatracić. Nie może się dowiedzieć o moich uczuciach, chociaż pewnie i tak już coś podejrzewa.
Nagle ktoś dotknął moich pleców. Odwróciłem się. Ujrzałem śliczną blondynkę. Tą samą, którą spotkałem na balu.
- Cześć Kathrine - uśmiechnąłem się szeroko.
- Cześć. Mogę tu usiąść? - wskazała na wolne miejsce obok mnie.
- Oczywiście.
Dopiero dzisiaj miałem okazję dokładnie jej się przyjrzeć. Miała na sobie dżinsowe spodenki oraz bordowy top. Jej złotawo-blond włosy były tak jasne, że w słońcu zdawały się niemal skrzyć. Kremowa skóra, która przywodziła na myśl łabędzi puch, lekko zaróżowiona rumieńcem na wysokości kości policzkowych. I te oczy... Miały kolor, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem, błękitu głębszego niż błękit nieba. Gdyby nie Elena, siedząca z drugiej strony, powiedziałbym, że jest najpiękniejszą dziewczyną na dzisiejszym meczu.
Elena
Spostrzegłam jak Damon rozmawiał z jakąś dziewczyną. Była bardzo ładna. Już na pierwszy rzut oka, było widać, że mój przyjaciel nie jest jej obojętny.
- Cześć, jestem Elena. Przyjaciółka Damona - wyciągnęłam przyjazną dłoń do dziewczyny.
- Kathrine - uśmiechnęła się nieśmiało.
- A ja Bonnie. Znaliście się z Damonem już wcześniej?
- Spotkałam go na wczorajszym balu - wyjaśniła.
Dalsza konwersacja była niemożliwa, ponieważ zaczął się mecz. Z uwagą śledziłam każdy ruch Stefana, jego zarys mięśni pod koszulką. Był piękny. Miał naprawdę wspaniałe ciało. Potężna klatka piersiowa, szerokie ramiona, ani odrobiny nadwagi...
Miał w sobie coś, co sprawiało, że wyjątkowo mnie do siebie przyciągał. Pierwszy raz poczułam to na balu. Nawiązaliśmy więź. Wiedziałam to. Wczorajszej nocy pragnęłam go bardziej niż kogokolwiek na świecie.
Nie zauważyłam, kiedy mecz się skończył. Wygraliśmy 1:0. Nawet nie wiem, kto strzelił bramkę. Nie musiałam wysilać się, by kogoś o to zapytać, bo słyszałam jak tłum skandował imię Stefana, bohatera dzisiejszego spotkania.
Skoro o bohaterze mowa. Stał jeszcze na boisku razem z całą drużyną. Nigdzie nie było tych żałosnych cheerleaderek. Postanowiłam wykorzystać moment i biegiem ruszyłam w jego stronę.
Stał odwrócony twarzą do mnie, więc kiedy tylko dostrzegł, że biegnę rozłożył szeroko ramiona, by zamknąć mnie w uścisku. To się jednak nie stało. Caroline była pierwsza. Zamknęła jego usta w namiętnym pocałunku.
Stanęłam jak wryta. Tego się nie spodziewałam. Poczułam nieznośny ucisk w klatce piersiowej. Szybko zapomniałam o zachwycie, z jakim wpatrywałam się chwilę wcześniej w jego umięśnione ciało.
Najbardziej bolało mnie to, że Stefan nie spuszczał ze mnie wzroku. Całował się z Caroline i patrzył w moje oczy.
Obronnym gestem założyłam ramiona na piersi i wolnym krokiem podeszłam do całującej się pary.
- Cześć Stefan. Gratuluję - odparłam cicho.
W końcu się od siebie oderwali. Jego towarzyszka spoglądała na mnie z niekrytą wrogością. Była wyraźnie niezadowolona.
- Dziękuję - uśmiechnął się, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów.
- Jeśli to wszystko, to możesz sobie już iść - syknęła Caroline.
- Tak, to wszystko - rzuciłam przez zaciśnięte zęby.
Upokorzona, odwróciłam się na pięcie i ze spuszczoną głową, skierowałam się w stronę wyjścia. Co ja sobie w ogóle myślałam?! Że po jednym tańcu on się zmieni?!
Jednak nie potrafiłam go ponownie znienawidzić. Czułam się zraniona, wykorzystana, oszukana. Pierwszy i ostatni raz dałam mu się tak omotać.
Po chwili znalazłam się przy samochodzie. Wsiadłam do środka i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Jako jedna z pierwszych wyjechałam z miejsca parkingowego.
Łzy paliły mnie w oczach, serce krwawiło, ale w umyśle płonęła tylko jedna myśl. Nigdy nie będę jego.
sobota, 12 września 2015
Chapter 5
Bonnie
Obudziłam się wcześnie rano. Podniosłam się do pozycji siedzącej. W tym mroku nie byłam w stanie nic zobaczyć. Jedynie elektryczny zegarek pobłyskiwał w ciemnościach. Spojrzałam na niego. Czwarta... Rzuciłam się z powrotem na poduszkę.
Z balu wróciłam o północy. Niczym kopciuszek. Zaśmiałam się pod nosem. Gdybym jeszcze miała księcia, byłoby idealnie. Tylko jego mi brakuje. Nigdy nawet nie miałam chłopaka...
Myślałam, że Elena go znalazła. Wczoraj, kiedy tańczyła z moim bratem, patrząc na nich, widziałam dwójkę zakochanych w sobie ludzi. Nawet mój brat nie miał tej swojej durnej postawy "prędzej czy później cię zaliczę". Był zwykłym chłopakiem. Tak mi się tylko zdawało.
Po rozmowie z Damonem, zaczęłam szukać toalety. Nie znalazłam jej. Za to zobaczyłam coś, co zachowam wyłącznie dla siebie. Stefan całował się z Caroline. Jak on mógł? Wiem, że Elena mu się podoba. Był zachwycony, że zgodziła się z nim zatańczyć.
Nie rozumiem jego zachowania. Najpierw przepełniony emocjami taniec z Eleną, a teraz to. Nie pozwolę mu skrzywdzić mojej przyjaciółki. Niech się trzyma od niej z daleka. Będę musiała z nim o tym porozmawiać.
Jedno wiem. Nigdy nie powiem Elenie, co zobaczyłam.
***
Zegarek wskazywał trzecią nad ranem, a ja siedziałam na parapecie w swoim pokoju, czytając książkę. Pomieszczenie oświetlała jedynie mała lampka nocna. Na zewnątrz panowała ciemność, rozjaśniona znikomym światłem zaledwie dwóch lamp ulicznych i delikatnym blaskiem księżyca, który wisiał wysoko na niebie.
Nagle usłyszałam warkot silnika. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam jak samochód mojego brata - Stefana winnego Salvatore - wjeżdża do garażu.
Odłożyłam lekturę na półkę, zgasiłam lampkę nocną i biegiem ruszyłam na dół. Nie włączając światła, usiadłam wygodnie w fotelu w salonie, do którego za chwilę powinien wkroczyć szatyn. Nie ma innego wyjścia. To jedyna droga, aby dostać się na górę, ponieważ to właśnie w salonie znajdowały się kręcone schody.
Nie czekałam długo. Słyszałam coraz głośniejsze stąpanie po posadzce na korytarzu. Gdy dotarł do salonu, zapalił lampę, oświetlającą znaczną część pomieszczenia. Na początku mnie nie zauważył, jednak gdy już mnie dostrzegł, stanął jak wryty.
- Dlaczego siedzisz tutaj w zupełnych ciemnościach? - uniósł jedną brew w geście zapytania.
- Ty mi lepiej powiedz co miały oznaczać te pocałunki z Caroline?! - na moje słowa krew odpłynęła mu z twarzy i zaczął nerwowo przeczesywać swoje włosy. - Widziałam jak tańczysz z Eleną. Wyglądaliście na szczęśliwych. Nigdy cię takiego nie widziałam. Wyjaśnisz mi więc dlaczego zdecydowałeś się to zepsuć i rzucić w ramiona innej? - założyłam nogę na nogę, czekając na to, co ma mi do powiedzenia.
Chłopak rozsiadł się naprzeciwko mnie, posyłając mi smutny uśmiech.
- Doczekam się tych wyjaśnień? - zapytałam, chociaż wiedziałam, że nie śpieszy mu się do tego.
- Wiesz, za co cię cenię, Bonnie?
- No, słucham cię - odpowiedziałam, siląc się na uprzejmy ton, podczas gdy tak naprawdę miałam ochotę mu przyłożyć.
- Za to, że jesteś taka pewna siebie, inteligentna i błyskotliwa. Imponuje mi, że jesteś wierna swoim przyjaciołom i się o nich troszczysz bardziej niż o siebie. Więc bądź miła i proszę nie mów nic Elenie o tym co zobaczyłaś.
- O to nie musisz się martwić - prychnęłam.
- Dziękuję - powiedział, patrząc mi w oczy. - Tak naprawdę sam nie wiem co we mnie wstąpiło. W jednej chwili czułem się niesamowicie szczęśliwy, że w końcu udało mi się przeżyć coś tak magicznego. Kurwa, zaczynam mówić jak ciota - to zdanie powiedział cicho do siebie, kręcąc przy tym głową. - Nieważne. Tańcząc z nią miałem wrażenie, że ona jest tą jedyną. Dla niej mógłbym zmienić swoje dotychczasowe życie. A potem podeszła do mnie Caroline, niesamowicie seksowna w tej ciasnej sukience i nie mogłem przestać myśleć o niczym innym, jak tylko o jej natychmiastowym zerżnięciu.
- Jesteś niemożliwy - mruknęłam z obrzydzeniem.
- Ale za to mnie kochasz - powiedział, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
Jadłam śniadanie, rozmyślając o tym, co się wydarzyło poprzedniego wieczoru. Tańczyłam ze Stefanem wolny taniec. I o dziwo podobało mi się. Byłam nim oczarowana. Nie sądziłam, że potrafi zachować spokój przez kilka minut, nie dokuczając mi, nie drocząc się ze mną.
Później ukłonił się, ucałował moją dłoń, pozostawiając na niej mokre miejsce - przez które drżałam z przyjemności. Wtedy cała moja nienawiść do niego wyparowała. Ten pocałunek miał magiczną moc, zadziałał niczym gąbka. Starł z mojego serca to okropne uczucie. Mam nadzieję, że już więcej nie powróci. Że Stefan nie da mi powodu bym go znów znienawidziła. Gdy chce, potrafi być miły.
Podniosłam wzrok znad miski płatków. Do kuchni wszedł Jeremy. Był w samych bokserkach. Miał delikatnie zarysowane mięśnie. Byłam z niego dumna. Przyciągał kobiety jak magnes. Wyglądał oszałamiająco. Wiele dziewczyn zazdrościło mi takiego brata. Uwielbiam go. Ale jeśli zacznie zachowywać się podobnie jak Stefan, uduszę go.
- Jakie masz na dzisiaj plany? - zapytałam.
- Przecież jest mecz - odparł, szperając w lodówce.
Kompletnie o nim zapomniałam. Miałam iść na niego z Bonnie oraz Damonem. Był to mecz otwierający sezon. W głównym składzie będzie grał mój kochany braciszek i nie kto inny jak Salvatore.
Nie mam ochoty na niego iść, ale niestety nie mam wyboru.
Nie chcę na niego iść z jednego powodu. Będą tam cheerleaderki. Czyli krótko mówiąc Caroline. Przez cały czas będzie się wdzięczyć do brata mojej najlepszej przyjaciółki. W ostatnich dniach sprawia mi to coraz więcej bólu. Czyżbym na prawdę zaczęła czuć do niego coś więcej? Nie to nie możliwe. Przestałam go nienawidzić, ale to nie znaczy, że od razu mam się w nim zakochiwać. Nadal jest tym zadufanym w sobie pajacem. To się nie zmieni.
Skończyłam jeść. Włożyłam pustą miskę do zlewu. Potem ją umyję. Wróciłam do mojego pokoju. Pościeliłam łóżko, ponieważ wcześniej nie chciało mi się tego robić.
Postanowiłam, że dzisiaj ubiorę się odrobinę inaczej. Na szczęście pogoda na zewnątrz mi sprzyjała. Było dosyć ciepło. Wygrzebałam z dna mojej szafy dość krótkie czarne spodenki. Krótkiej spódniczki mini nie odważę się założyć NIGDY. Jeszcze tylko tego brakowało, by napaleni mężczyźni mogli podziwiać mój odsłonięty tyłek. Nie będę zniżać się do poziomu tych pustych laleczek Stefana.
Do spodenek założyłam obcisłą bluzkę, która idealnie uwydatniała jeden z moich walorów. Rozczesałam włosy, pozostawiając je rozpuszczone. Pomalowałam się nieco mocniej niż zwykle. Tak ubrana zadzwoniłam po Bonnie. Przyjechała po kilku chwilach. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć.
Dziewczyna wpatrywała się w moją wycieraczkę. Podnosiła powoli wzrok. Przesuwała spojrzeniem po moich nogach, aż do czubka głowy.
- Wow - tylko tyle zdołała z siebie wydusić. Wpuściłam ją do środka, zamykając wejście na klucz.
- I co myślisz? - zapytałam, okręcając się przed nią kilka razy.
- Wyglądasz wspaniale - powiedziała w końcu. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, który po krótkiej chwili trochę przygasł.
- Czy coś się stało? - zapytałam zaniepokojona.
- Nie, nic - pokręciła szybko głową.
Zbyt szybko. Jednak nie byłam zbyt dociekliwa. W końcu powie co jej leży na sercu. Wie, że może na mnie liczyć. W każdej chwili jestem do jej dyspozycji, nawet w środku nocy. Zwłaszcza wtedy.
- Mogę tak iść na mecz?
- Oczywiście.
- Nie wyglądam zbyt wyzywająco?
- Wyglądasz wspaniale - uśmiechnęłam się szeroko, na usłyszany komplement.
Oby Stefanowi również mój ubiór przypadł do gustu. Mam cichą nadzieję, że nie będzie mógł wydusić słowa na mój widok.
__________
Przepraszam za nieobecność. Miałam dużo na głowie z powodu szkoły.
Od teraz rozdziały będą się pojawiały co dwa tygodnie. Co tydzień nie dałabym rady ;/
Dziękuję za to, że jesteście ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)