sobota, 22 sierpnia 2015

Chapter 4


       Elena

      Już po chwili znajdowaliśmy się w samochodzie mojego przyjaciela. Na miejsce balu zajechaliśmy dosyć szybko. Dom, a raczej willa Lockwoodów nie znajdowała się zbyt daleko od mojego domu. Wysiedliśmy z auta. Przy drzwiach, przywitali nas właściciele. Ściany ich salonu były śnieżnobiałe. Cała sala pachniała kwiatami. Upiększały ją ogromne girlandy z liści i wplecione w nie rozkwitające pękate pąki. Chociaż nie widziałam żadnej orkiestry, w pomieszczeniu rozbrzmiewała muzyka.
     Doszliśmy do podłużnych stołów na których znajdowała się góra jedzenia i napoi, gdy ktoś porwał Damona oraz Bonnie do tańca. Uśmiechnęłam się do nich. Wiedziałam, że każdy będzie oniemiały ich wyglądem. Zostałam sama. Nie przeszkadzało mi to. Nie było mi jednak dane, długo pocieszyć się samotnością. Po chwili dołączył do mnie nie kto inny, jak Stefan.
     - Gdzie twoja partnerka? - zapytałam.
     - Przyjechała z kimś innym - spojrzałam na niego wielkimi, zdziwionymi oczami.
     - Pewnie czujesz się zazdrosny.
     - Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Zatańczysz?
     - A ona nie będzie miała nic przeciwko temu? - zaśmiał się. Nie rozumiałam jego zachowania.
     - Ona stoi tuż przede mną - wyszeptał, a jego oddech otulił moją twarz. Zadrżałam.
      Niepewna tego co robię, pomaszerowałam za nim na parkiet. Wziął mnie w ramiona. Grali akurat walca. Ten taniec zawsze cieszył się ogromną popularnością, na tego typu wystawnych imprezach. Jednak gdy chcieliśmy zacząć tańczyć, tamten walc się skończył i zaczęli grać nowego. Po moim ciele przeszła gęsia skórka.
      To był mój ulubiony walc od czasów dzieciństwa, ten, na którym zostałam wychowana. Walc Czajkowskiego ze Śpiącej Królewny. Jakaś dziecięca część mojego umysłu nie mogła się powstrzymać od skojarzenia tych wirujących w powietrzu dźwięków ze scenami z Diesneyowskiego filmu... Czułam się jak księżniczka, tańcząc z moim księciem. Mój książę? Ale sobie wymyśliłam. Obiecałam, że się w nim nie zakocham, ale ten taniec...
    Moja suknia nie miała pleców, więc ciepła ręka Stefana spoczywała na mojej nagiej skórze. W tym miejscu czułam przyjemne mrowienie. Tańczył tak doskonale. Prowadził pewnie, ani razu mnie nie depcząc. Większość kobiet w tym pomieszczeniu miała spuchnięte palce, przez niezdarność swoich partnerów. Nie ja. Rozpływałam się od środka. W tym momencie byłam szczęśliwa, nie przeszkadzały mi nawet palące spojrzenia dziewczyn ze szkoły. Wręcz przeciwnie, dodawały mi pewności siebie. Przez cały ten czas spoglądałam w cudowne oczy Stefana. Zobaczyłam w nich coś przyjemnego. Zachwyt. Wcale nie było w nich pożądania, czy chęci uwiedzenia mnie. To był zwykły zachwyt, dla mnie tak wiele znaczący.
     Walc skończył się o wiele za szybko. Chciałabym przewinąć czas i przeżyć to wszystko jeszcze raz, od początku. Muzyka ucichła. Wtedy Stefan skłonił się, unosząc moją dłoń, którą delikatnie ucałował. Poczułam, że się rumienię. Nic nie mówiąc, zostawił mnie tam. To będzie moje pierwsze, pozytywne wspomnienie z tym zadufanym w sobie idiotą. Wiem, że nie będę mogła o nim zapomnieć. Ten taniec... Będę go odtwarzać w swojej głowie codziennie, po tysiąc razy...


      Damon

    Właśnie widziałem Elenę, tańczącą ze Stefanem. Większość osób, znajdujących się tutaj, wpatrywała się w nich z zachwytem. Co oni widzieli? Zwykłą dwójkę ludzi. Chociaż? Gdy sam na nich spoglądałem widziałem, że coś jest na rzeczy. Nie spuszczali z siebie wzroku. Poczułem ukłucie zazdrości. Chciałbym, żeby ona też tak na mnie spoglądała...
    Westchnąłem. To jednak niemożliwe. Oni są dla siebie stworzeni. Nawet jeśli ona go nienawidzi, a on jest jaki jest, prędzej czy później będą razem. Jestem na przegranej pozycji. Tak to już w życiu bywa. Muszę sobie znaleźć inną dziewczynę...
     Jak na zawołanie pojawiła się obok mnie Bonnie. Moja kuzynka. Przecież nie mógłbym z nią być. Owszem jest piękna, ale jednak rodzina. Co z tego, że nie jesteśmy spokrewnieni? To niczego nie zmienia. Nigdy nie pomyślałbym o niej w ten sposób.
     Odwróciłem się tyłem do widoku, który ranił mi serce. Uśmiechnąłem się szeroko do mojej towarzyszki.
    - Hej Bon-bon - nie lubiła gdy ją tak nazywałem.
    - Damon... - popatrzyła na nie spod zmrużonych powiek. Zaśmiałem się.
    - Przyszłam zapytać jak się czujesz.
    - O co ci chodzi?
    - No wiesz - wskazała na Elenę i Stefana, który właśnie schylał się by ucałować jej rękę. Odwróciłem wzrok.
    - Nic mi nie jest - rzuciłem.
    Postanowiłem, że wyjdę na świeże powietrze. Bonnie wiedziała wszystko o moich uczuciach do Eleny. Powiedziałem jej o nich. Ona jak na kuzynkę-przyjaciółkę przystało nic jej nie powiedziała, za co byłem jej dozgonnie wdzięczny.
    Prawdę mówiąc ona i Elena były moimi jedynymi przyjaciółkami. Przyjaciela nie miałem. Byliśmy trzema muszkieterami. Ze Stefanem nie mam dobrych relacji. Mimo, iż wiążą nas więzy rodzinne, nie pałamy do siebie sympatią. Kiedyś było inaczej. Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę, ale od początku liceum to wszystko się popsuło. Zaczęły nas interesować dziewczyny. Jego nawet bardziej. W naszej szkole jest tylko garstka tych których nie zaliczył. A po za nią... Wolę nawet o tym nie myśleć.
   Ja taki nie jestem. Brzydziło mnie jego zachowanie, więc po prostu przestałem z nim rozmawiać. Robię to tylko w razie konieczności.
    Usiadłem na ławce przed domem Lockwood'ów. Tu mogłem w spokoju odetchnąć. Było zimno. To nie były już te letnie wieczory. Zbliżała się zima.
    Byłem tak zamyślony, że nie zauważyłem gdy ktoś obok mnie usiadł.
    - Cześć - wzdrygnąłem się lekko przestraszony. 
    Spojrzałem w bok. Siedziała tam wysoka blondynka. W tym świetle nie mogłem dokładnie się jej przyjrzeć, ale wyglądała bardzo pięknie.
    Już po jednym krótkim słowie, mogłem stwierdzić, że jej głos jest aksamitny jak płatki róży. Delikatny i słodki. Idealna muzyka dla moich uszu. 
    - Cześć - odpowiedziałem.
    - Co taki przystojniak jak ty robi tu sam? - zapytała, a ja odpowiedziałem jej szelmowskim uśmiechem. 
    - Miałem nadzieję, że jakaś ślicznotka sama do mnie przyjdzie.
    - I co?
    - Już siedzę z jedną taką - mrugnąłem do niej. 
    Sam nie wiedziałem co robię. Dałem się ponieść chwili. Ta dziewczyna spodobała mi się. Miło się z nią rozmawiało.
    - Jestem Damon.
    - Katherine.

    Caroline

    Co ta idiotka sobie myśli? Jak śmie tańczyć z moim chłopakiem? Oficjalnie nie jesteśmy parą, ale tyle razy razem spaliśmy, że chyba mam do niego jakiegoś prawo, prawda?
    W końcu się od niej oddalił. Podążyłam za nim.
    - Stefan? Co ty wyprawiasz? - spojrzał na mnie zaskoczony - dlaczego z nią tańczyłeś?
    - Daj spokój, Care, to tylko jeden taniec.
    - Widziałam jak na nią patrzyłeś. Powiedz, czy ja ci się znudziłam?
    Podszedł do mnie, chwycił moje biodra w mocnym uścisku, po czym przybliżył jego wargi do moich. Jeszcze jeden centymetr, a nasze usta złączyłyby się w pocałunku.
    - Ty nie możesz mi się znudzić - wyszeptał wprost w moje złaknione usta i brutalnie je zaatakował.
_______
Witam was ♥
Taniec Eleny i Stefana, nowa postać - Katherine, a na końcu Steroline. Stefan lubi wszystko komplikować. To jest z pewnością mój ulubiony rozdział xD
Do następnego ;**

sobota, 15 sierpnia 2015

Chapter 3


      Szłam pustym korytarzem szkoły. Było tu jakoś inaczej. Cicho. Zbyt cicho. W powietrzu dało się wyczuć coś niepokojącego. Nie umiałam jednak wytłumaczyć co to takiego. Byłam jednak przekonana, że było to złe. Bardzo złe. 
     W horrorach główni bohaterowie, w sytuacjach takich jak ta, szukają źródła. Źródła tego wszystkiego. Zaglądają do różnych pokoi, szaf, piwnic do których od dawna nie zaglądali. Gdy to oglądamy, dziwimy się co z nimi jest. Sami pakują się w kłopoty. Ja na ich miejscu poszłabym do łóżka i siedziałabym pod pościelą, czekając tak długo, aż to wszystko by się skończyło. Aczkolwiek nie dzisiaj.
     Właśnie sama znalazłam się w takim horrorze. Musiałam zajrzeć do jednej z sal. Powoli otwierałam drzwi. Na szczęście nikogo w środku nie znalazłam. 
     Odwróciłam się na pięcie i wtedy go zobaczyłam. Krzyknęłam przerażona niespodziewanym spotkaniem. Przede mną stał Stefan. Potwornie mnie przeraził. Chciałam go uderzyć żartobliwie w ramię, ale zamiast tego spojrzałam na jego ręce. Były całe z krwi. Pragnęłam zapytać co się stało. Nie mogłam. Stałam sparaliżowana strachem. Nagle chłopak złapał mnie zakrwawioną ręką i pociągnął do środka sali. Zamknął za nami drzwi.
     Schowaliśmy się pod jednym ze stolików. Nie odzywaliśmy się do siebie. Siedzieliśmy tam po prostu i czekaliśmy. Po chwili drzwi się uchyliły. Bałam się spojrzeć w tamtą stronę. Zamiast tego popatrzyłam na twarz Stefana. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Wypowiedział nieme przepraszam i w tym momencie... się obudziłam.

    Wstałam raptownie na łóżku, od razu otwierając szeroko oczy. Serce waliło mi jak oszalałe. To tylko sen, uspokajałam się, to był tylko sen. Wzięłam głęboki oddech, a zaraz potem znowu podskoczyłam na łóżku jak oparzona - tym razem dlatego, że zadzwonił budzik.  
    Na szczęście dzisiaj jest piątek. Ostatni dzień szkoły w tym tygodniu. Jutro nareszcie będę mogła się wyspać. Przeciągnęłam się i wyskoczyłam spod pościeli. Skierowałam się do mojej szafy. Ubrałam zwykłe dżinsy rurki oraz sweter w biało-czarne paski ze skórzanymi rękawami. Rozczesałam włosy, umyłam zęby i poszłam do pokoju mojego brata. Nikogo tam nie było. Pewnie został u Vicky na noc. 
     Będąc w kuchni zjadłam śniadanie, zabrałam torbę i ruszyłam do szkoły. 
     Jak zawsze czekałam na parkingu na Bonnie. Ujrzałam lśniące czernią auto Salvatorów, które z pomrukiem przejechało przez parking, szukając miejsca. Poruszyło się wolno jak pantera podkradająca się do ofiary.
     Wreszcie samochód się zatrzymał i drzwi się otworzyły. Ku mojemu zaskoczeniu wysiadł z niego tylko Stefan. Chłopak miał na sobie sprane dżinsy, które przylegały mu do nóg jak druga skóra, obcisły T-shirt i skórzaną kurtkę o niezwykłym kroju. Na nosie jak zwykle miał czarne okulary przeciwsłoneczne, chociaż niebo było zachmurzone. 
     - Gdzie Bonnie? - zapytałam, podchodząc do niego. 
     - Nie przyjdzie, źle się czuje - odparł.
     W tym momencie dołączyła do nas Meredith. Była ode mnie wyższa o kilka centymetrów. Jej brązowe włosy spływały kaskadą po jej plecach, sięgając trochę poniżej łopatek. Niebieskie oczy spoglądały nieufnie, gdy do mnie podchodziła.
     Przywitała się chłodno i natychmiast się ode mnie odsunęła. Zaskoczyło mnie to. Podchodząc do Stefana, zmierzwiła puszyste włosy i się uśmiechnęła. Jej oczy pobłyskiwały ożywieniem, a twarz się rozjaśniła.
     Pocałowała go w policzek, na co przewróciłam oczami.
     - Mer, mogę dzisiaj siedzieć z tobą na ekonomii?
     Dziewczyna od niechcenia przesunęła spojrzeniem po moim ciele, po czym odgarnęła za ucho błyszczące kasztanowe włosy.
     - Bonnie dzisiaj nie ma? - zdziwiła się. - Wcale jej się nie dziwię. Też mam cię już dość - warknęła.
     Spojrzałam na nią zaskoczona. Zdziwił mnie jad w jej głosie. Nie przyjaźniłam się z nią, ale nigdy nie mogłam powiedzieć na nią złego słowa. Miałam ją za dobrą koleżankę, do której szłam w razie potrzeby. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywała.
      Wtedy spojrzałam na szatyna. Musiała zauważyć, że coś do mnie ma i pomyślała, że stałam się dla niej kimś w rodzaju rywalki. Zaśmiałam się w duchu.
       Zignorowałam ją i miałam odejść, gdy Stefan złapał mnie za łokieć i obrócił przodem do siebie. Spojrzałam na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy.
       - Przemyślałaś moje zaproszenie? - zapytał.
       Mimowolnie przebiegłam wzrokiem po Meredith. Zdumiała mnie wrogość jaką w niej zobaczyłam. Nie potrafiłam zrozumieć, jak jeden chłopak mógł zepsuć nasze dotychczasowe stosunki.
       - Tak - odparłam.
       - To przyjadę po ciebie...
       - Ale ja nigdzie z tobą nie pójdę - przerwałam mu. Zmarszczył brwi - idę z Damonem. - i Bonnie, ale tego już nie powiedziałam. Spiął ciało. 
       - Nigdzie z nim nie pójdziesz - syknął.
       - A właśnie, że tak! - krzyknęłam, odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam do szkoły z dumnie uniesioną głowie. Nie będzie mi niczego zabraniał. Co on sobie myśli. Pajac jeden. 
      Wytrącona z równowagi zachowaniem pana "idealnego" ruszyłam na lekcje.
      - Hej Elena! - zawołał Damon, próbujący mnie dogonić. - Dlaczego tak się spieszysz? Nigdy ci się to nie zdarzało.
      - Zgadnij! - syknęłam. Nie przejmowałam się tym, że jestem niemiła. On zrozumie.
      - Stefan... - to nie było pytanie. On wiedział, że tylko jego "uroczy" kuzyn może doprowadzić mnie do takiego stanu.
       Dalej szliśmy w ciszy. Przez cały dzień Stefan w ogóle mi nie dokuczał. Kilka razy przeszedł obok mnie i nawet na mnie nie spojrzał. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni tak się zachowywał. Wyglądało to tak, jakby mnie unikał. Może się obraził? Czyżby aż tak bardzo mu zależało, żebym z nim poszła na ten bal? Nie... Pewnie znowu bawi się w tą swoją gierkę. Myśli, że mi będzie smutno, bo się w ogóle nie odzywa. HA. Nie ze mną takie numery. Ja się z tego powodu cieszę. Chociaż trochę brakuję mi tych jego docinek. Elena!
   
***

      Została mi tylko godzina do balu. Biegałam po całym domu. Sześćdziesiąt minut to na prawdę mało czasu. Tak naprawdę mam tylko pół godziny, ponieważ wtedy przychodzą po mnie Bonnie i Damon.
     Miałam założoną suknię prostą, jednak efektowną. Była szkarłatna. Ogromny dekolt i wycięte plecy odsłaniały moją kremową skórę tak, by lśniła złociście w słońcu. Suknia ciasno opinała moją sylwetkę, ale z jednej strony miała długie rozcięcie, by można było w niej swobodnie chodzić i tańczyć. Miałam na sobie diamentowy kołnierz na linii dekoltu, diamentowe bransolety na nadgarstki i ramię oraz zawieszkę. Cała biżuteria była pamiątką po mamie. Lubiła różne błyskotki. Te, podarował jej tata na dziesiątą rocznicę ich ślubu.
      Wszystkie te klejnoty lśniły w blasku słońca, od czasu do czasu, przebłyskując różnymi niespodziewanymi barwami, zupełnie jak fajerwerki. Włosy lekko natapirowałam i podpięłam delikatnie u góry. Właśnie kończyłam robić makijaż, który nie był zbyt mocny. Nie będę się malować jak te wszystkie "lalunie" Stefana.
     Stefan... On też tam będzie. Skoro mu odmówiłam, znajdzie sobie inną. Na pewno Caroline. Ona jest królową ich wszystkich. Główna cheerleaderka. Nie wiem dlaczego, ale poczułam nieznane ukłucie w sercu. Zazdość. Co? To nie możliwe. Nie mogę być zazdrosna o tego idiotę. A co jeśli się się w nim zakochuję? Nie, tak nie może być. Będzie ze mną źle. A jeszcze będzie gorzej jeśli się dowie. Wykorzysta mnie, a potem porzuci. Mu tylko na tym zależy. Tylko dlaczego ja? Ma pełno tych swoich panienek. Do czego ja mu jestem jeszcze potrzebna?
     Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie moi przyjaciele. Poszłam otworzyć. Nie myliłam się. Wyglądali przepięknie. Damon miał na sobie zwykły, czarny garnitur. Jednak prezentował się w nim zjawiskowo, jak nie on. Już bez niego był bardzo przystojny, a teraz to już jest zabójczy. Żadna dziewczyna nie będzie mogła oderwać od niego wzroku.
    Sukienka Bonnie została uszyta ze srebrzystego materiału, który zamieniał barwę w zależności od oświetlenia, ale pozostawał zawsze pastelowy. Wewnątrz suknia przybierała księżycową barwę, a na zewnątrz nabierała różowej poświaty. Dodatki - pas, naszyjnik, bransoletki, kolczyki i pierścienie - zostały wykonane z białych opali. Włosy podpięła i zebrała w jedną masę, by odsłonić twarz. Wyglądała cudownie.
     - Idziemy? - zapytałam.
_______
Przepraszam was, że tak długo rozdziału nie było :(
Miałam go już napisanego, ale z powodu braku internetu (byłam na wakacjach w hotelu, gdzie internet był tak słaby, że mogłam co najwyżej go wyłączyć) nie mogłam go opublikować.